sobota, 13 lutego 2010

Uśmiecham się trzy razy.

Po raz pierwszy, najszerzej, za wyróżnienie Kreativ Blogger, które otrzymałam od Marpil i Net.a.a (nie wiedziałam, czy powinnam odmienić Twój nick, czy nie :) poważne dylematy, nie ma co). Się wzruszyłam, zaczerwieniłam, ucieszyłam i generalnie z bananem na twarzy przesiedziałam co najmniej pół godziny :)dziękuję bardzo.
Tylko problem mam z wybraniem siedmiu kolejnych blogów. Zrobię to, niewątpliwie, ale jeszcze nie teraz, muszę się zastanowić.


Po raz drugi, bo w końcu zebrałam się w sobie i dołączyłam do wyzwania "Nagrody literackie" - teraz tylko muszę się zebrać po raz kolejny i napisać recenzję. Dobrze, co się odwlecze, to... Nie, zapomnę, powinnam napisać niedługo. Będę dzielna i dam radę. Moja lista tutaj (a może raczej lista pobożnych życzeń).

I po raz trzeci, do "Sherlocka Holmesa" Guya Ritchiego. Miałam napisać obszerniejszą recenzję, ale zmieniłam zdanie. Zamiast tego będzie krótko, ten film jest jednym z lepszych, które ostatnio widziałam. Świetnie zrobiony, Guy Ritchie w najlepszym wydaniu (ale ja go w ogóle bardzo lubię, a najbardziej za "Przekręt"), z idealną obsadą - czy muszę w ogóle zaznaczać, że pokochałam Roberta Downey Jr. już dawno temu? A po roli Holmesa moja miłość została odkurzona i ponownie się tym aktorem zachwycam. Jego Holmes cierpi na lekką nerwicę natręctw i mówi tak ładnie urywanymi zdaniami, bardzo mi się podobał. A wrażenia po filmie skojarzyły mi się z tymi po "Casino Royal". Tak jak tam ze starego Bonda wzięto tylko podstawowe atrybuty, podobnie film Ritchiego nie jest o tym Holmesie, którego znamy z opowiadań Conan Doyla. Ale co z tego?
Na mnie zrobił wrażenie. Poza tym pozytywnie zaskoczyłam się Judem Law, którego wyrazu twarzy normalnie znieść nie mogę. Może wąsy pomogły? I na wzmiankę zasługuje muzyka, główny temat tego filmu siedział mi w głowie jeszcze kilka dni po obejrzeniu. Dopiero "Sherlock Holmes" uświadomił mi, że Londyn to miasto portowe - brawa dla mnie. Lepiej późno, niż później.

I jeszcze, ale tutaj już się nie uśmiecham, zbliżają się Oscary – wyjątkowo nudne w tym roku, w związku z nominacjami nie ogarniają mnie najmniejsze nawet emocje. Zawsze chociaż co przystojniejszym kibicowałam, ale rok 2010 jakoś nie sprzyja. Staram się więc obejrzeć filmy, zobaczyć wyróżnione role. I wysnuwam ogólnie nieciekawy (mało odkrywczy) wniosek, że Akademia jest nudna, a więc ich nominacje również.

1 komentarze:

neta pisze...

Odmieniać, nie odmieniać... jak kto woli ;) Nie ma dylematów ;) Najważniejsze, że uśmiechy są :))

Prześlij komentarz