wtorek, 17 sierpnia 2010

Chcę i muszę, a premiery brak.


John Cusack, Li Gong, Yun-Fat Chow, Ken Watanabe i Rinko Kikuchi - niedawno dostrzegłam ją w "Map of the Sounds of Tokyo", filmie, o którym ciągle nie mogę napisać, chociaż zbieram się już miesiąc.
Znaczy się obsada jak ta lala, Szanghaj roku 1941, amerykański rozmach i temat umożliwiający stworzenie filmu wbijającego w fotel. Zresztą, jak wydaje się potwierdzać zwiastun, "Shanghai" będzie filmem widowiskowym.
I bardzo chciałabym się dowiedzieć, kiedy to mają zamiar wyświetlać go w polskich kinach.
Zawsze istnieje niemiła możliwość, że jedynie zwiastun robi dobre wrażenie, a film będzie powtórką z rozrywki wątpliwej, typu "Pearl Harbor".
Ale krzyżuję palce na szczęście i czekam z niecierpliwością.

11 komentarze:

Anonimowy pisze...

O coś dla mnie, z chęcią bym obejrzała. I do tego Ken Watanabe...Mhm:)

Agna pisze...

Zobaczymy kiedy Monolith zdecyduje się na premierę kinową, bo w sieci już jest i można łowić. Cusack zazwyczaj mnie zachęca. ;)

Chihiro pisze...

Och, jak ja uwielbialam kiedys Gong Li! Widzialam prawie wszystkie filmy, w ktorych grala, tu widze, ze troche podszkolila angielski (a mowila w jakims wywiadzie kiedys, ze nigdy sie nie nauczy). Rinko Kikuchi tez lubie. Film wydaje sie byc niczym bestsellerowa powiesc, bardzo sprawnie nakrecony, z akcja odpowiednio stopniowana. Chetnie obejrze, ale to pewnie po prostu dobry, hollywoodzki blockbuster - choc nie ma w tym nic zlego. Trailer troche za duzo zdradza, niestety...
A jak Ci sie podobal "Map of sounds of Tokyo"? Ja mialam mieszane uczucia, ale generalnie jednak pozytywnie go odebralam.

liritio pisze...

Tusienka, Ken Watanabe jest coraz lepszy z wiekiem :)

Agna, Cusack mnie też zwykle cieszy, chociaż może genialnym aktorem nie jest, ale ma swój wdzięk :) ale obawiam się, że w Polsce premiera może się zdarzyć np koło marca, o ile w ogóle.

Chihiro, tak jak pisałam wyżej, jeżeli unikną efektu "Pearl Harbor" to będę zadowolona z "Szanghaju". Obsada robi na tyle dobre wrażenie, że na pewno będzie to rozrywka całkowicie pozbawiona głębszych treści, ale jednocześnie profesjonalnie zrobiona, na poziomie. Trailer jest w ogóle za długi, ale co poradzić, najwyraźniej producenci chcieli łopatologicznie.

Na temat "Map of the Sound of Tokyo" chciałam napisać, razem z "Still Walking", ale ostatnio nie mogę jakoś zebrać myśli. Ale tak krótko, "Map of the Sounds of Tokyo" bardzo mi się podobał, z tym że wątek nagrywania tego wszystkiego wydawał mi się niepotrzebny. W ogóle nie rozumiałam po co wprowadzono tę postać, zamiast po prostu wykorzystać narratora zza kadru. Ale Rinko Kikuchi zrobiła na mnie wrażenie, jaką ona ma twarz! Z jednej strony wydaje się spokojna jak kamień, a jednak potrafi najmniejszymi spojrzeniami dużo wyrazić.

A Gong Li jest niesamowita. Aż bym to przeliterowała, dla podkreślenia jak bardzo.

Mariusz Czernic pisze...

Też bym chciał obejrzeć. Uwielbiam azjatyckie klimaty. A do tego obsada jest międzynarodowa (Chińczycy, Japończycy, Amerykanie, Brytyjczycy, Niemcy). Będzie widowisko. Tylko nazwisko reżysera powoduje u mnie pewne obawy.

liritio pisze...

Peckinpah, aż sobie sprawdziłam osobę reżysera, jak o nim wspomniałeś, i w sumie faktycznie, nie powala; ale mam wrażenie, że ta obsada, temat i rozmach były nakręcającą się we własnym zakresie produkcją, chyba niewiele miał szansę pan Hafstrom popsuć.

Marigolden pisze...

Po tym, jak do polskiej dystrybucji nie weszła "Droga" (!!), a premierę "Wall Street" przesunięto z kwietnia na wrzesień, myślę, że wszystko jest możliwe. Czasem mam wrażenie, że najlepsze lata polskich kin już za nami - po okresie amerykańskich komedii trzeciego sortu był czas hollywoodzkich superprodukcji, później doszły do nich artystowskie filmy z krańców świata, a teraz widać jakiś odwrót, nawet blockbusterów się nie sprowadza, zamiast "Wall Street" czy "Szanghaju" - wysyp "Disco robaczków".

liritio pisze...

Marigolden, "Drogi" nie będzie w Polsce? Ale tak serio, serio? Zadziwiające.
Chociaż akurat "Disco robaczki" mi nie przeszkadzają, faktem jest, że coraz częściej w sporych kinach nie ma za wiele do obejrzenia.
Za to rozwijają się kina małe studyjne, co jest raczej dobrym znakiem :)

Marigolden pisze...

Jestem w nastroju marudnym, więc żadnych plusów nie zamierzam dostrzegać. ;) "Droga" miała światową premierę prawie rok temu, nie wiem, może u nas będzie za kolejne 2 lata. A kina studyjne rozwijają się pewnie w pięciu miastach na krzyż; w tej chwili jestem w mieście wojewódzkim, w którym najambitniejszym puszczanym w wakacje filmem była "Incepcja". "Disco robaczkom" mówię NIE! ;)

liritio pisze...

Marigolden, nie ma sprawy, minusy też są fajne :)
Masz rację, ja zawsze zapominam spojrzeć na świat ze strony innej, niż Warszawa, ale to podobno dla warszawiaków naturalny stan :/
Natomiast słyszałam od znajomych o kinach, w których całe wakacje leci "Shrek 3" na zmianę z "Zaćmieniem". Przerażające, ale to już zasługa decydentów w danych kinach.

Akurat "Disco robaczki" miały śmieszny plakat, "pełzaj i tańcz" - ale jak nie, to nie :)
A "Drogi" możliwe, że się nie doczekamy. Za to jak "Szanghaju" nie puszczą, to... Hmm, no starałam się wymyślić jakąś perfidną zbrodnię, która zmieni tę decyzję, ale nie wyszło.

Marigolden pisze...

Wyjazd na urlop gwarantuje zobaczenie świata z innej strony. Kontrast bywa naprawdę zaskakujący; reportaże czytam trochę jak beletrystykę, a seeing is believing. No, nagrymasiłam się już, wybacz, że u Ciebie.

Na "Szanghaj" jest jeszcze spora szansa, więc może nie będziesz musiała łamać prawa. ;)

Prześlij komentarz