poniedziałek, 27 września 2010

"Biała gorączka", Jacek Hugo-Bader.

Nie ukrywam, byłam sceptyczna. Do wszelkich reportaży niezmiennie podchodzę z ogromną rezerwą, ponieważ bardzo rzadko zdarza się, żeby nie zirytowały mnie... No, czymkolwiek. Od szanownej osoby autora, po kretyńskie czcionki i wydania - zauważyliście, że reportaże i biografie to dwie kategorie najidiotyczniej wydawanych książek? Formaty kretyńskie, nieładne okładki, dziwne czcionki i podziały stron, ogólnie koszmar czytelnika. A przynajmniej mój koszmar.

A "Biała gorączka" to długa książka. Nie określiłabym jej lekturą ciężką, jednak na pewno nie czytało mi się tych zapisków z podróży szybko. Bo tym właśnie jest "Biała gorączka", bardzo długimi i szczegółowymi zapiskami z podróży przez Rosję i byłe tereny ZSRR. Jacek Hugo-Bader kupił łazika i po prostu przejechał ogromną ilość kilometrów, po drodze prowadząc niezliczone ilości rozmów i obserwacji, których większość podejrzewam w "Białej gorączce" się znalazła. A jest to zbiór historii i spostrzeżeń tak różnorodnych, że ciężko przybliżyć treść. W "Białej gorączce" znajdzie się prawie wszystko, co obecnie w byłym Związku Radzieckim się gnieździ.

Część pierwsza, "Znikający punkt" to przede wszystkim Rosja, Moskwa, hipisi, heroiniści, milicjanci uważani za najgorszą swołocz tego kraju, alkoholicy, nosiciele HIV, cały margines społeczny, wszelkie patologie, sekty religijne, szamani, czarownicy... Hugo-Bader do przedstawicieli każdej z tych "kategorii" dotarł, porozmawiał, nie wysnuwał wniosków, jedynie wysłuchał i przekazał nam w "Białej gorączce".

Część druga, "Pułapka na anioły", moim zdaniem ciekawsza, niż pierwsza, prowadzi nas przez znacznie większe tereny Azji, opowiada ich historię po rozpadzie ZSRR, ale nie tylko. Zahacza o górników, handel organami i żywym towarem, mieszkańców dalekiej północy, życie w tajdze. Opisuje tereny nad Bajkałem (mój ulubiony rozdział, "Święte morze Syberii"), a w podróży przez Ukrainę Hugo-Bader cały rozdział - również jeden z lepszych - poświęca obecnej Jałcie ("Wiśniowy sad", fragment poniżej).
"Babcia Natalia nie nazywała Lenina inaczej jak "ryża sobaka". Przeżyła ponad sto lat (...) Ubóstwiała oglądać w telewizji film "Lenin w Październiku". Widziała go dziesiątki razy. W finałowej scenie krasnoarmiejcy pędzą przez plac do Pałacu Zimowego, wskakują na ogrodzenie... a babcia wyrywa z gniazdka wtyczkę od telewizora. "Nie dobiegniecie" - mówiła."
"Biała gorączka", Jacek Hugo-Bader, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2009, str. 247.
Dlaczego druga część wydała mi się ciekawsza? Przez większe zróżnicowanie tematu - w końcu ile można czytać o patologii w Rosji? Patologie są wszędzie, a Jałta tylko na Ukrainie, Bajkał jedynie na Syberii. Właśnie te rozdziały były najlepsze, niekoniecznie dotykające wszelkich nieszczęść tego świata, których kumulacja zdaje się spadła na północną Azję, niekoniecznie opisujące kolejne delirium alkoholowe i drogę na dno. Rozdziały o mentalności Rosjan, których najlepsze lata przypadały na złoty okres komunizmu, o kraju w ogóle, o wielokulturowej Ukrainie.
Ponieważ właśnie to skupienie na tragicznych historiach jest jedynym minusem "Białej gorączki" - jakby Jacek Hugo-Bader uparł się, żeby nie dostrzec ani jednej jaśniejszej strony życia w byłym ZSRR, naprawdę, ani jednej. Smutek, żałość, depresja, jak kobieta z planem na przyszłość, to musi mieć HIV. Jak w miarę szczęśliwa egzystencja, to koszmarna bieda. I tak na okrągło - początkowe rozdziały mnie przygnębiały, potem przywykłam, wręcz się znieczuliłam na kolejne opowieść o smutnym życiu. Nie lubię takiego koncentrowania się na tej jednej stronie medalu i tylko za to nie nazwałabym "Białej gorączki" bardzo dobrą, przez to uporczywe koncentrowanie się na nieszczęściu. Nigdzie nie ma samego nieszczęścia, po prostu taki twór w przyrodzie nie istnieje.

Ale poszczególne rozdziały "Białej gorączki" uznałam za jedne z najlepszych reportaży, jakie miałam okazję przeczytać.

4 komentarze:

Chihiro pisze...

Mnie Rosja za malo pociaga (wlasciwie to w ogole mnie nie pociaga), bym siegnela po te reportaze. Za wiele jest dobrych reportazy o rejonach i problematyce, ktora interesuje mnie o niebo bardziej.
O tej ksiazce dotychczas czytalam same zachwyty, sama nic nie moge powiedziec. Zgadzam sie z Toba jednak odnosnie tego, ze nie ma miejsca, w ktorym bylaby sama bida z nedza. Wszedzie znajda sie ludzie szczesliwi. Czytam teraz kolejna ksiazke (fenomenalna) poswiecona Polnocnej Korei i nawet tam, w tym zamknieciu, biedzie i zalosci sa osoby, ktore uwazaja sie za szczesliwe. Nie wiem, czy Hugo-Bader rozmawial z samymi nieszczesliwcami, czy sam wysnul wniosek, ze tam tylko zalosc i depresja. Nawet HIV nie musi byc przyczyna tragedii, kazdy na cos umrze, a z HIV mozna przezyc kilkadziesiat lat we wzglednym zdrowiu i radosci. Kwestia podejscia.

liritio pisze...

Chihiro, zgodzę się, że istnieją rejony również dla mnie ciekawsze, niż Rosja - właściwie w Rosji pociąga mnie jedynie jej carska historia, ale to taki trochę naiwny mój romantyzm.

Też natykałam się na mnóstwo zachwytów, trochę się zawiodłam właśnie tym skupieniem na samych katastrofach, ale i tak książka jest dobra. Niemniej jednak, jeżeli Rosja w ogóle Cię nie interesuje, nie polecam. A Hugo-Bader wydaje mi się docierał do ludzi także zadowolonych, ale każdą wzmiankę o tym, że są szczęśliwi bo chociażby świeci słońce, pospieszał kolejną o upośledzonej córce czy czymś takim i jakie to smutne.
A część o ludziach mających HIV była nawet tą bardziej pozytywną, bo dotarł do bardzo "ogarniętych" osób. Ale też ujmował ich historie w sposób, wydaje mi się, nadmiernie ponury.

O Korei Północnej nie czytałam chyba nigdy żadnej książki - patrząc po Twoim blogu, mogę się mylić oczywiście, Ciebie najbardziej pociągają kraje wschodniej Azji, a na recenzję tej, jak piszesz, fenomenalnej książki będę czekała.

Ja bym swoje zainteresowania umieściła w Afryce i Bliskim Wschodzie. Właśnie przymierzam się do przerwy w Terzanim na rzecz książki o Sudanie.

Chihiro pisze...

Zastanawiam sie, czy te druga ksiazke o Korei Pln. opisac na blogu czy w trzecim numerze Archipelagu, jeszcze nie podjelam decyzji. Tak, najbardziej interesuje mnie Azja, wlacznie z Bliskim Wschodem - o nim tez czasem pisze, ksiazek na ten temat mam calkiem sporo, ale czytam czasem tak powoli...
Afryka pociaga mnie srednio, tzn. mam i czytalam pare ksiazek afrykanskich pisarzy i o Afryce, ale bylo to raczej przed czasami bloga. Smieszne jak czasem dziele czas - "przed blogiem" i "po zalozeniu bloga" :)

liritio pisze...

O, ja "przed założeniem bloga" czytałam sporo kryminałów :) a blog jakoś mnie zmotywował do zmian, sięgania po nowe. I też nie mogę ciągle jakichś bzdur czytać, bo o czym napiszę? :)

A do trzeciego numeru "Archipelagu" to chyba jeszcze długo, skoro dopiero pokazał się drugi (i ciągle nie mam kiedy siąść i spokojnie poczytać, co wcale mi się nie podoba) - ale tak czy siak na recenzję będę czekała.

Prześlij komentarz