czwartek, 30 grudnia 2010

"Knight and Day", reż. James Mangold

Ludzie są zbyt poważni, do tego wniosku nie sposób nie dojść po przeczytaniu niektórych recenzji i komentarzy filmu "Knight and Day".
Dostają półtoragodzinne kino rozrywkowe, które nie pretenduje przecież do miana "Mission Impossible" w nowszej odsłonie, które nie stara się być następcą chociażby "Raportu mniejszości", a zarzutem padającym najczęściej w jego ocenie jest wymęczone zdanie "nierzeczywiste sceny akcji i za dużo humoru". Ekhm, tak, humor w filmie, o mój Boże.

Oczywiście, że "Knight and Day" ma swoje wady, oczywiście, że nie jest to epokowe dzieło, które zmieni kinematografię, ale dajcie spokój "nierzeczywiste sceny akcji", serio? Czy nazwisko Toma Cruisa nic Wam nie mówi?

A zagotowałam się aż tak na wyraźne niedocenianie "Knight and Day", ponieważ oczywiście ja się w filmie zakochałam, nawet mimo mojej odwiecznej niechęci do Toma Cruisa.
Ten film jest tak miły, tak bardzo poprawia humor, tak bardzo odbiega od niektórych przedstawicieli gatunku "komedia sensacyjna", którzy zmuszają nas do walenia czołem w najbliższy stół... Jego najlepszą rekomendacją może być to, że kiedy pokazały się napisy końcowe, ja już chciałam puścić "Knight and Day" od początku.

Polski tytuł, "Wybuchowa para" jest dokładnie tym, co zapoczątkowało latem moje uprzedzenie do seansu w kinie. I oczywiście Tom Cruise. Błąd! Muszę sobie w końcu wbić do głowy, że nieuzasadnione anse są właśnie tym, co odgradza mnie od dobrego kina.
Bowiem "Knight and Day" jest filmem bardzo dobrym i naprawdę, zarzucanie mu wad, które mogłyby być wadami, ale w filmach innego gatunku, jest bez sensu.
Dostajemy półnagiego Toma Cruisa w polu kukurydzy, któremu włosy rozwiewa podmuch eksplozji, a światło płonącego samolotu pada na twarz nieprzytomnej Cameron Diaz w jego ramionach. Koszmarne? Skąd, urocze, ponieważ zaserwowane z minimalnym zmrużeniem oka. Ale bez przesady w stronę wyśmiewania pułapek kina akcji, nie, "Knight and Day" to nie jest pastisz pod płaszczykiem komedii. To, podobnie jak wychwalone już przeze mnie "RED", kino, w którym widz dobrze się bawi, bo jego twórcy także się dobrze bawili.

Z czystym sumieniem, ręką na sercu i słowem harcerza (mogłabym dodać również pieśń na ustach), polecam Wam "Knight and Day". Historia agenta Roya, który poznaje June w dość "gorącym" momencie swojej kariery jest dokładnie tym, co uczyni każdy smętny dzień lepszym. Jest w niej zawrotne tempo, nienarzucający się romansik i mnóstwo śmiechu. A że Tom Cruise naprawdę robi obie jaja ze swoich własnych ról, cóż, muszę z żalem przyznać, że aktor zdystansowany do własnej osoby (co niechętnie podejrzewałam już podczas oglądania "Tropic Thunder"), musi wzbudzić w mym sercu drgnienie sympatii. Ale małe, żeby nie było!

I najpiękniejsza zaleta "Knight and Day", w tym filmie nie ma zadęcia na cokolwiek. Zbytniego nacisku na sceny ucieczek czy akcji - oczywiście, że te sceny są, ale nie zdążycie w czasie ich trwania zrobić małego prania, jajecznicy i zagrać w Totolotka. W "Knight and Day" jest lekko i zabawnie, szybko, bez niepotrzebnego przedłużania, a na dokładkę także inteligentnie. Jest morderca zwisający na pęcie kiełbasy, jest blondynka, która panikuje w interesujący sposób, jest agent, który często się uśmiecha i czarne charaktery, które nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości, że ich złe złe dusze są złe.

A co najdziwniejsze, film akcji o agencie specjalnym z Cameron Diaz i Tomem Cruisem w rolach głównych, wedle wszelkich praw natury powinien być przewalony (witamy "Ostatniego samuraja"), boleśnie głupi ("Walkiria" jest odlotowa) i wyrywać westchnienia bólu w bardziej pompatycznych scenach (pamiętacie "Wojnę światów"?) - jak ja nie lubiłam Toma Cruisa... Niespodzianka! Wyszedł normalnie, prosto i bardzo zgrabnie. I w sumie mogłabym już obejrzeć "Knight and Day" po raz kolejny.

5 komentarze:

Agna pisze...

Pójdź w me ramiona!

Amen.

Anonimowy pisze...

Ja polegam na Twoich filmowych propozycjach - do tej pory mam w pamięci "Daybreakers". Wspaniały film. Dlatego na sto procent obejrzę i ten...

liritio pisze...

Agno, pójdę :) przynajmniej wirtualnie... A ja pamiętam Twoją recenzję, która mnie rozbawiła, więc nawet mniej się bałam tego Cruisa i filmu w ogóle :)

Beatrix73, polecam się na przyszłość :) a ten też jest wspaniały, chociaż zupełnie inny. Jakby co, nie bij.

Peckinpah pisze...

No cóż. Za Cruise'em nie przepadam, ale niestety zagrał on w kilku dobrych filmach. "Knight and Day" znalazł się w Top 20 ubiegłego roku wg Quentina Tarantino - tym bardziej jestem ciekaw tego filmu.

liritio pisze...

Peckinpah, też widziałam tę listę Tarantino. Ucieszyło mnie na niej "Social Network", trochę zdziwiło "Toy Story 3" jako pierwsze, ale potrzeby alternatywnych wyborów wielkim twórcom nie odmawiam. Natomiast brak "Incepcji" jest zastanawiający, szczególnie, że pojawiły się tytuły takie jak "Greenberg" czy "Jackass 3D".

Prześlij komentarz