wtorek, 11 stycznia 2011

"W łóżku z Jokastą", Richard Glover.

Jak się powiedzie zamysł według planu, jest szansa na post krótki (czasu nie ma) i na temat (hmm... temat szeroki).

Przede wszystkim wypadałoby zaznaczyć, że chociaż zbioru artykułów Richarda Glovera nie doczytałam do końca, wynikało to raczej ze zmęczenia materiału czytelniczki, niż z jakiejś jego nieudolności tworzenia.
Nie poraził mnie ani oryginalnością, ani dowcipem, ale przy lekturze jego poglądów, które ewoluowały podczas życia z małżonką - Jokastą, nie męczyłam się, w kilku momentach nawet szeroko uśmiechnęłam. I właściwie w nierówności poziomu leży sedno problemu - felietony Glovera nie są specjalnie krótkie, w większości dotyczą ogólnego tematu życia w rodzinie, co gdzieś w połowie robi się nieznośnie monotonne.
A za każdym razem, kiedy już miałam książką rzucać w kąt, pojawiał się fragment, przy którym parskałam śmiechem i pełna nowego zapału przewracałam kolejne strony. Tak przewracałam, aż w pewnym momencie dopadł mnie smok wiedzy akademickiej i wtrącił wszystkie dodatkowe rozrywki z rąk - a potem już do Jokasty i jej męża nie powróciłam.

Jest to więc lektura przeciętna, ale w morzu książek zdecydowanie złych i przeciętność się sprzedaje. Do nieprzeciętności zabrakło albo znacznie bardziej odkrywczych spostrzeżeń, albo znacznie zabawniejszego, może bardziej ciętego dowcipu.

Jednakże, skoro jest okazja, chciałabym wspomnieć innego pana, również skupiającego się na formie krótkiej, którą komentuje życie rodzinne sielsko-anielskie i czyni to w sposób lepszy, niż pan Glover.
Mam tu na myśli Leszka Talko, którego dwa zbiorki felietonów "Talki w wielkim mieście" i "Talki z resztą" uprzyjemniły mi kilka wieczorów. W przeciwieństwie bowiem do odrobinę nużących opowieści Glovera, Talko przedstawia siebie i Mżonkę z przymrużeniem oka, momentami wręcz groteskowo, biorąc pod lupę różnorakie zachowania swoje i znajomych. Więcej humoru, więcej zwięzłości, wniosek: więcej mojej radości.

Felietony humorystyczne to podstępne stworzenia, już prawie się autorowi udają i puenta się w ostatniej chwili wyślizguje. Już prawie się przy nich uśmiecham, a potem jednak nie.
Kiedy byłam znacznie młodsza lubiłam czytać zbiorki autorstwa Joanny Szczepkowskiej - a teraz, po kilku latach chciałam wrócić do ulubionych fragmentów i co? Oczywiście niezmiernie irytowała mnie jej poetyckość i wszędzie podkreślana insza inszość.
Dlatego też w takim gatunku, mimo ciągłych prób oswojenia się z nowymi autorami, warto mieć swoją krainę szczęśliwości, do której możemy zawsze wrócić jak do starego znajomego i na nowo uśmiechać się do znanych już motywów.

Oczywiście Umberto Eco i "Zapiski na pudełku od zapałek" bym wymieniła w polecanych.
Podrzuconego wyżej Leszka Talko...
Ach, jeszcze mojego ulubieńca, Davida Sedarisa, którego jedynej przetłumaczonej na polski książki, "Zjem to, co ma na sobie" (oryginał: "Me Talk Pretty One Day"), dotyczyła moja pierwsza (zdecydowanie nie najlepsza stylistycznie - "nie najlepsza" w rozumieniu, że zła) recenzja jeszcze na poprzednim blogu. Od tamtego czasu przeczytałam większość jego książek i towarzyszy mi teraz w pochmurniejszych momentach życia już od lat, a moja miłość do jego tekstów nie przemija, jedynie dojrzewa. Sam optymizm z tego faceta bije i ja również chciałabym się tego optymizmu nauczyć.

2 komentarze:

tamaryszek pisze...

"Talki" to kiedyś, kiedyś w Dużym Formacie czytywałam... Już, oczywiście, pamięć rdza zjadła i epizodzików nie pomnę. Ale groteskowo bywało i autoironicznie. (Był też blog - był, bo wygasł - Talki w wielkim mieście...).

Leszek & Monika Talkowie (vel Talki) to duszą felietonisty są obdarzeni.

I sobie myślę, że to jest ciekawy sposób mierzenia się ze światem.
Zamiast o historiach zmyślonych, filmowych czy literackich, pisać o świecie przejaskrawionym, tym spod ręki, zza okna, zmrużonym okiem podpatrzonym. Dostałoby się tym wszystkim zaczepcom i irytoidom. Tylko nie wiem, czy felieton rozwija wrodzony dowcip, czy też go wyczerpuje, przetestowawszy uprzednio.

Na szczęście mam dziś dzień niedecyzyjny, humor nieprzysiadalny i wizję przyszłości skarłowaciałą. Niebezpieczeństwo zażegnane.

Ostatnio nie mam ulubionych felietonistów.
Może za mało zapałek zużywam.

pozdrawiam
Przegoń smoka.

ren

ps.
W następnej notce zawartość felietonu wzrosła.;)

liritio pisze...

tamaryszku, Talkowie naprawdę potrafią rozbawić :)
a wrodzony dowcip raczej pozostaje na swoim miejscy, tylko może czasem, jak zbytnio wysłużony, przestaje być dowcipem, bo kogo śmieszy powtórzone tysiąc razy "poszła baba do lekarza"

Wizja przyszłości niech Ci nie karłowacieje, ale nawet jeśli, możesz udawać, że to bonsai i ją ładnie przyciąć w kształt krówki np. :)

Smok jest twardziel i bez Dratewki ciężko będzie
Pozdrawiam :)

a co do następnej notki, zawsze się trochę wstydzę po napisaniu czegoś bardziej od siebie, zawsze chcę jednak skasować - nic to, ze smokami trzeba walczyć :)

Prześlij komentarz