czwartek, 17 marca 2011

"Wszystko o czekoladzie", Tatiana Polakowa

Krzyczący pasek "Bestseller!", dziwna, prześwietlona Photoshopem twarzyczka, nie zachęcało, niespecjalnie.
Ale że do odważnych..., i tak dalej, wzięłam do domu. Nie żałuję, książka Tatiany Polakowej, rozpoczynająca cykl o Oldze Riazancewej, jest podstępnym połykaczem czasu. Niby nic, ale w środku nocy kończyłam, kiedy C. z powątpiewaniem zerkał od czasu do czasu na okładkę (złe okładki, oj złe), która trzymała mnie na nogach w godzinach całkowicie ku temu nieodpowiednich.

Miałam to szczęście, że "Wszystko o czekoladzie" jest pierwszą częścią - bardzo nie lubię zaczynać lektury od n-tej, zwykle kiepskiej już, kontynuacji. Zdecydowanie wolę zaprzyjaźnić się z bohaterką i jej otoczeniem, a potem jedynie z sentymentu doczytywać te nie wiadomo które części.

Wcześniej miałam przyjemność zapoznania się z Aleksandrą Marininą i Darią Dońcową - trio pań pisze w sumie po tych samych pieniądzach, noworosyjskie towarzystwo, kobieta w roli detektywa - ale jednak wersja Polakowej najbardziej mi odpowiada.
Marinina podobała mi się bardzo... Na jeden raz. Potem się zastanowiłam: super analityczny umysł w ciele młodej pani policjantki, której wygląd pozwala jej na wcielenie się w ogromną ilość innych aparycji? Eeee... Tak, jasne.
Dońcową przeczytałam całą (w sensie: wszystko, co napisała do 2005 roku, potem miała dłuższą przerwę) pod koniec liceum i nie przeczę, wtedy mi się podobało, ale teraz mnie nudzi. To taki trochę zbyt uproszczony, miły świat. Jakbym czytała Monikę Szwaję w wersji rosyjskiej i kryminalnej.

A w książce Polakowej polubiłam bardzo tę jej niepokorną, trochę niemądrą Olgę - niemądrą, bo prawie szlachetną w mocno przeciwnym otoczeniu, w którym się obraca. I Riazancewa wydaje się takim prawdziwym zlepkiem czystko ludzkich cech, bez udziwnień, których nie odmówiły sobie ani Dońcowa, ani Marinina.
Nie jest jej świat ani zbytnio czarny, ani przesłodzony - może miejscami irytuje uparta gorycz przebijająca z każdej strony, ale to też składa się na wciągający nastrój tych książek.

"Wszystko o czekoladzie" wciągnęło mnie niepostrzeżenie, ale trwale - skończyłam pierwszą i cudem zdążyłam dzisiaj do biblioteki po kolejne części. Już pomijam jęk C. na widok łupów, które wyciągałam z torby. Płaczę trochę, że nie było drugiej części, ale to oczywiście nie przeszkodziło mi zaryć się natychmiast w trzeciej, "Ekskluzywny macho" (i znowu, tytuł, okładka, oj... dobra, już się nie czepiam).

5 komentarze:

Stanisław Błaszczyna (Logos Amicus) pisze...

"Ekskluzywny macho"... no nie! Tytuł jest świetny! Jeszcze lepszy niż "Wszystko w czekoladzie". Pewnie też nie mógłbym się oprzeć :)

liritio pisze...

Myślę, że dałbyś radę się jednak oprzeć :) Chociaż Polakowa im dalej, tym lepiej pisze, ale nowych schematów nie wymyśla, trzyma się utartego pomysłu i tak tłucze kolejne części. Ważne, że jest dobra zabawa.

Catherine pisze...

widziałam jak jakaś kobieta czytała to w autobusie i mi się strasznie spodobała okładka ;)

liritio pisze...

Catherine, dobre i to :) co prawda ja fanką takich okładek nie jestem, ale skoro zachęca, to najwidoczniej jednak spełnia swoją rolę. Polecam sprawdzić, co też okładka kryje :)

Anonimowy pisze...

została mi do przeczytania ostatnia część Przytul mnie mocno już nie mogę się doczekać :)

Prześlij komentarz