niedziela, 7 sierpnia 2011

"Doppler", Erlend Loe.

"Mój ojciec nie żyje.
A wczoraj zabiłem łosia.
Co tu dużo gadać."
Erlend Loe, "Doppler", wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk, 2006r., str.7
Tak właśnie zaczyna się "Doppler" Erlenda Loe. I jeśli nawet miałam minimalne wątpliwości przed zabraniem tej książki z biblioteki, przeczytanie pierwszych trzech zdań zmieniło je w niebyłe - uśmiechnęłam się, zamknęłam książkę i grzecznie poszłam wypożyczyć. A wszystko dzięki Marpil, wdzięczna będę po grób.

Kim więc jest Doppler? Norwegiem w wieku średnim. Żona, dwójka dzieci, praca, niedawno zmarł jego ojciec...
Doppler mieszka w lesie, w namiocie. Hoduje małego łosia o imieniu Bongo. Bongo nawiązuje romans z psem.
Doppler stara się alienować od społeczeństwa, stara się usilnie, z różnym skutkiem, jak okazuje się z czasem.
Doppler wymienia mięso łosia na odtłuszczone mleko, buduje niskobudżetowy totem ku czci ojca, uczy syna bycia mało ambitnym i w potrzebie kradnie słodycze od pana Düsseldorfa.

Kim jest Düsseldorf? W chwili, gdy go poznajemy, zajmuje się budowaniem ogromnej makiety ofensywy w Ardenach z grudnia 1944ego roku. A Doppler leży związany w jego kuchni. Ale to dopiero początek ich znajomości. A spędzają razem nawet Sylwestra. Poniekąd.
"(...) A co u pana?
- Dziękuję. Wszystko w porządku. Mieszkam w lesie z łosiem. Niedaleko stąd. Mam namiot - Düsseldorf przygląda mi się.
- Można wiedzieć, dlaczego mieszka pan w lesie?
- Nie lubię ludzi.
Kiwa głową.
- Nic dodać, nic ująć - mówi, odkłada pędzel i wyciąga do mnie rękę.
- Düsseldorf.
- Doppler."

Erlend Loe, "Doppler", wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk, 2006r., str. 51
W lesie Dopplera pojawia się też jego syn, Gregus (ambitne imię). I Żelazny Roger. Prawicowiec Bosse. Jeszcze jego szwagier... A potem następuje festiwal braterstwa, który przyprawia Dopplera o mdłości, miała być samotnia, a wyszło... Jak wyszło. Jest nawet drugi totem. Czyli szał ciał w norweskim lesie.

"Doppler" trafia gdzieś pomiędzy "Fight Clubem" Palahniuka (raczej odległe skojarzenie) a czarną, duńską komedią. Tak to widzę.
Owszem, książka jest groteskowa, w całości absurdalna, ale... Ale z drugiej strony, facet mieszkający w namiocie z łosiem to cóż, nie mogłoby się zdarzyć? :)

Nie pomylicie się w przewidywaniu, że "Doppler" to krytyka życia współczesnego społeczeństwa, nie tylko norweskiego. Pogoń za nieokreślonym celem, za dobrobytem. Życie, w którym nie ma miejsca na cokolwiek "innego", żadnych dziwactw, wzrok wbity w jasny horyzont samorealizacji i sporego konta. Ale o ile krytyki konsumpcjonizmu odbieram różnie, niektóre wywołują we mnie agresję, takie cuda jak "Doppler" mogę czytać codziennie.
"To jest samonakręcająca się spirala, która nigdy się nie kończy(...) właściwie nie ma rzeczy, której nie można by zrobić w bardziej ambitny sposób niż inni. Można ambitnie się zestarzeć i ambitnie zachorować, i można ambitnie umrzeć, co bezsprzecznie stałoby się moim udziałem, gdybym nie spadł z roweru i nie uderzył się w głowę."
Erlend Loe, "Doppler", wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk, 2006r., str.35
Szkoda, że to taka krótka książka, chciałabym dłużej przebywać z Dopplerem. Tam nie ma zbędnych słów, a właściwie co drugą stronę chętnie bym zacytowała. Doppler, który tłumaczy prawicowcowi ideę lasu. Doppler w pogawędce z włamywaczem w jego własnym, dopplerowym domu. Doppler jako wielki fan tłumaczenia różnych spraw. Również łosiowi.
Jest to książka, w której trzech facetów w sile wieku siedzi w lesie, z takich czy innych przyczyn, i czasem, ku nieszczęściu Dopplera, gra w gry obrazkowe.
Aż szkoda nie przeczytać.

Główne przesłanie? Samotność jest fundamentalna. Tak, moi państwo, jest "belką nośną". Oczywiście jest to książka smutna. Dość. Groteska nie bywa całkiem radosna.

11 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bonjour, trafiłem tu szukając zdjęć Lauren Bacall, o której znalazłem na tym blogu wspaniały wpis, pod którego każdym słowem podpisuję się obiema rękami, po czym zobaczyłem po prawej okładkę Bukowskiego, zacząłem czytać resztę wpisów, w tym ten, i tak oto masz nowego, stałego czytelnika. Pozdrawiam, Karol

papierowa latarnia pisze...

Brzmi bardzo interesująco, w ogóle książki z tej serii bywają zaskakująco dobre. Dzięki za nią, poszukam
:)

liritio pisze...

Karolu (anonimowy :), radujesz me serce, że tak się górnolotnie wyrażę. Szczególnie trafieniem do mnie przez poszukiwania Bacall, ciągle za mało widzę wkoło zachwytów nad niesamowitą Bacall, za mało. I oczywiście ucieszę się, jeżeli wpadniesz ponownie, skoro już jesteś "nowym, stałym czytelnikiem" :)

Papierowa..., właśnie jakoś nie mogę skojarzyć czy czytałam cokolwiek innego tego wydawnictwa. Zapewne czytałam, ale nie pamiętam...

marpil pisze...

Liritio droga, jakże się cieszę, że się namówiłaś na Dopplera! Cudny jest!
A Słowo/Obraz Terytoria wydaje ambitneisjzą literaturę piękną i rozrywkową. Ja ostatnio nawiązałam z nimi kontakt i cieszę się jak norka, bo mają prze-dobre te książki! A już terytoria skandynawii to w ogóle trafiają w mój gust.
Zatem idźmy i sławmy Dopplera dalej, może ktoś jeszcze się nad nim pochyli :-)

Pozdrawiam!

liritio pisze...

Namówiłam się, namówiłam :) też się cieszę. Szkoda tylko, że raptem dwie książki widziałam wydane po polsku...
Cisz się jak norka i pisz o tych książkach, będę wiedziała co czytać :)

tamaryszek pisze...

Ja się pochylę! (to do marpil)
Zanotowałam. W sprzedaży widzę trzy tytuły Erlenda Loe, tylko ostatni dostępny (Muleum).
Bardzo mam zapotrzebowanie na taki klimat.
I tylko się zastanawiam, dlaczego takie podpowiedzi trafiają do mnie, gdy mam wszystko zaprogramowane i nie daje rady dodać niczego na wcisk. Stąd moje nieustanne poczucie (ponieważ kilka wcześniejszych tytułów leży nietkniętych), że ja wciąż w polu jestem, na zbyt wolnych trybach.
Ale może właśnie dlatego, w ramach oczyszczania się z ambicji, powinnam poznać Dopplera...?
Pozdrawiam, Liritio. Nie ma jak pójść w las.

liritio pisze...

Tamaryszku, jedyne co pozostaje to dopisać na końcu kolejki :) ale sądzę, że czytelniczo wszyscy są do tyłu, ciągle nowe tytuły, nowe pomysły, ciągle coś jeszcze do przeczytania dochodzi...
Oczyszczanie się z ambicji Doppler serwuje bezbłędnie, więc jeśli sobie tylko życzysz, oczyść się z Dopplerem :)
Miło, że wróciłaś.
A w las, niewykluczone, zdenerwuję się i pójdę! Pewnego pięknego dnia...

Agnes pisze...

Wygląda ciekawie, wygląda intrygująco, wygląda po prostu dobrze. Skandynawowie mają chyba jakieś inne, leciutko ironiczne spojrzenie na sprawy wielce poważne. Hmm. "Doppler" do schowka. :)

peek-a-boo pisze...

I jeszcze trzeba dodac ze jest to ksiazka bez kobiet. Jesli sie tam jakies zaplatuja to sa bardzo be, czyli głupie i nie do zycia. Zabicie Łosicy na wstepie staje sie w ten sposób mocna metafora. Az strach odgrzebywac czego.

tamaryszek pisze...

Ooooo! to ja się zastanowię! Łosice zabijają. Kobiety są be. Niebezpiecznie jest.

Ale - po zastanowieniu - jak samotność to nie we dwoje. Niech im tam będzie. Zostaję po stronie na tak. ;)

liritio pisze...

Agnes, ja właśnie odwrotnie, mam wrażenie, że w skandynawskiej literaturze brak ironii i przymrużenia oka. Kilka razy na blogu wspominałam, że większość książek skandynawskich, które miałam okazję przeczytać, zniechęcało mnie natężeniem ponurych myśli na każdej stronie. Ale też zastanawiam się, czy nie miałam po prostu sporego pecha z wyborem, może ominęłam co ciekawsze?
A "Doppler" jest zupełnie inny, zupełnie... cudowny :)

Peek-a-boo, w ogóle nie zwróciłam uwagi na to, że w "Dopplerze" faktycznie kobiety są oddalonym, znikomym zjawiskiem, raczej negatywnym. Ale rzeczywiście...

Prześlij komentarz