niedziela, 13 maja 2012

Uciekłam, wróciłam. Kręcę się.



Paląc papierosa na balkonie o piątej nad ranem podziwiałam czyste, niebieskie niebo nad Warszawą. I wzruszałam ramionami na mój niedawny powrót z rejonów zdecydowanie bardziej południowych - skoro nad miastem najmojszym takie niebo, na co komu palmy?
Ale teraz pada okrutnie smutno, szaro i chłodno, a myśli uciekają jednak do stron słoneczniejszych, które ledwo co zostawiłam.

Nagłe zniknięcie po równie nagłym powrocie. Najwyraźniej ostatnio jestem trochę diabłem z pudełka, wyskakuję zza krzaka, pojawiam się i znikam. Nie poradzę, plany sobie, życie sobie, od C. daleko byłam zbyt długo, urlop z zaskoczenia się nadarzył, wyjazd z zaskoczenia nastąpił.

Miasto urzekające mnie różnorodnością, chociaż na pewno nie to "naj..." na świecie. Dzielnice piękne niczym Paryż, dzielnice kostropate, łaciate, dobudówki, nadbudówki, kolorowe kamienice. Dzielnice najzwyklejsze pod słońcem i klimatyczne stare miasto, którego uliczki bywają węższe niż łepek szpilki.
Palmy, cerveza cerveza, Pakistańczycy, Azjaci... A przecież Hiszpanie, chociaż ja tam poznałam głównie Portugalczyków.


Barcelona.
Miasto, w którym zdecydowanie nadmiar jest szczęścia lokalizacji - z jednej strony morze, z drugiej górki pagórki, te palmy bezczelne, słońce hen wysoko obecne nawet, ekhm, zimą. Zimą, haha.
Miasto kojarzące mi się z luzem, relaksem. Pozbawione sztywności chociażby Paryża, który chociaż w części przepiękny, zbyt równą linią oddziela ładne od współczesnego.
Moje miejsce? Zdecydowanie Ciutat Vella, port, zaułki, pranie na suszarkach... Atmosfera podręcznikowo czarująca, ale ciężko jest się oprzeć. Poza tym na granicy trzech dzielnic, Eixample, Ciutat Vella i Sants Montjuic pomieszkuje obecnie C., a więc pomieszkałam i ja.


Dlaczego kojarzy się z luzem? Nie odczuwa się zbytnio obecności turystów, a przynajmniej nie w stopniu irytującym (chociaż ja też przyjezdna, co ja wiem o życiu?).
Nie odczuwa się silenia na cokolwiek. Zbieranina ludzi zewsząd, a w porcie domki przywołujące obrazki z Turcji sąsiadują z nowoczesną bryłą hotelu-żagla.
Jak tu nie pryskać wodą na plaży, nie wzdychać do zachodu słońca i nie cieszyć życiem, które rozpoczyna się w środku nocy? Dla mnie, pierwszego nocnego stworzenia RP, Barcelona to środowisko adekwatne i radosne.

Więcej? Wspominana różnorodność, stalowe bryły (w sumie okropne), monumentalne zabytki (plac Hiszpański, niby rozreklamowany, ale nadal zwala z nóg), Gaudi... Wszechobecny Gaudi, a w sercu miasta jego klejnot, Sagrada Familia. Dziwo zaskakujące. I chyba brzydkie. Projektów Gaudiego nigdy nie darzyłam wielkim uczuciem, ale trzeba mu przyznać, umysłem władał ponadprzeciętnym, wizjonerstwa mu nie odmówię.
Chociaż i tak wolę klasyczne piękno katedry św. Eulalii i mroczny urok starych uliczek gubiących światło.


Barcelona nigdy nie będzie miastem, do którego będę chciała "na zawsze i na wieczność", ale takich miejsc jest mało.
Chociaż w teorii żyć mogę wszędzie, tak naprawdę Liritio między Warszawą a Rzymem odwiecznie rozdarta.
Wybory, wybory, życie to podstępny złośliwiec.



4 komentarze:

Stanisław Błaszczyna (Logos Amicus) pisze...

Barcelona - piękne wspomnienia można stamtąd wywieźć.
Pamiętam, że było dużo słońca, palm, niebieskiego nieba, bajkowego Gaudiego, ludzi na La Rambla...
(a nawet spotkanego przypadkowo Güntera Grassa :)

Nawet zaczytany bezdomny był w stanie nas rozczulić:

http://swiatowid.bloog.pl/id,6105974,title,BARCELONA,index.html

Pozdrawiam Uciekającą, Wracającą, Kręcącą się :)

liritio pisze...

Zdjęcia :)) Twoje zabawniejsze, ja nie robiłam prawie żdanych, a cudzych nie nawstawiam.

Ale bezdomni w Barcelonie zwrócili moją uwagę, jakoś tak... wygodnie wyglądali :) Pan np. miał rozłożony śpiworek przed bankomatem, w którym oglądał sobie reklamy, pięknie.
A przy okienkowych klockach na plaży spaliłam sobie nos (i nie tylko), a dwóch panów przygrywało sobie do piwka na gitarach.
Inna rzecz: rzeźby. Naprawdę, jak bym się nie starała, większa część rzeźb w Barcelonie przyprawia mnie co najmniej o zaskoczony wyraz twarzy. Zmieszanie, zastanowienie, zwykle nie wiem co miały sobą przedstawiać :)
Ale już mogłabym tam wrócić, tutaj ciągle pada, a ja moknę i wcale nie jest tak fajnie, jak w piosence.

Pozdrawiam :) i już w miejscu stoję... Ekhm, siedzę.

Stanisław Błaszczyna (Logos Amicus) pisze...

A coś o książce Chwina będzie?

liritio pisze...

Będzie, jak skończę. Tej książki jest za dużo, w niej jest trochę za dużo i podejrzewam ją w sumie o nadmierne przeintelektualizowanie... Tak czy siak, muszę sobie robić przerwy, bo nie czyta mi się tego jakoś wybitnie gładko.
I również jak skończę przeczytam Twoją opinię :)

Prześlij komentarz