czwartek, 2 sierpnia 2012

"Tożsamość Bourne'a", reż. Doug Liman.

Obejrzałam ten film po raz trzeci, po raz kolejny dziwiąc się, że do cna sensacyjny materiał Ludluma został tak dobrze przełożony na ekran. Podobne twory typu "Hitman" i inne - jakkolwiek nie cieszyłoby mnie oglądanie Timothy Olyphanta w mokrej koszuli - aż trzeszczą w szwach rozłażącego się scenariusza i daremnej obsady.

Za scenariusz do trylogii Bourne'a odpowiedzialny jest fantastyczny Tony Gilroy. Większość filmów jego autorstwa niewątpliwie przyjemnie się ogląda - od "Adwokata Diabła" zaczynając i na moim ulubionym "Michaelu Claytonie" kończąc (którego również Gilroy reżyserował).
Nie zapominam oczywiście o Robercie Ludlumie, autorze książki, na podstawie której film powstał. "Tożsamość Bourne'a" czytałam raz w życiu, bardzo dawno temu i nie tyle pamiętam książkę co swoje zaaferowanie, kiedy wciśnięta w róg kanapy gnałam naprzód w takt myśli "co dalej?". O tyle jest to zabawne, że żadnej kolejnej części autorstwa Ludluma przeczytać nie zdołałam, chociaż kilka nieudanych podejść zaliczyłam.
Mam jednak wrażenie, że z książkowym pierwowzorem "Tożsamość Bourne'a" nie ma zbyt wiele wspólnego. Ale nie zmienia to faktu, że od dawna uważam trylogię Bourne'a za bardzo dobre, czysto sensacyjne kino i stawiam ją na podium zaraz obok pierwszego "Transportera". A swego czasu (właściwie to prawie 10 lat temu...) do głowy by mi nie przyszło, że rudawy Matt Damon będzie takim trafionym Jasonem.
Schemat jest bowiem prosty, kiedy Liritio szuka filmu sensacyjnego, najprawdopodobniej sięga po filmografię Stathama. Jak to twierdzi jedna z moich koleżanek: nie ma nic lepszego na koniec dnia, niż Statham na Polsacie. I nie będę podważała jej zdania.
Ale Matt Damon, który kiedyś kojarzył mi się z rolami raczej nieśmiałymi, okazał się Jasonem idealnym, w którego łatwo można uwierzyć.

Bezimienny początkowo mężczyzna zostaje wyłowiony przez kuter rybacki, nieprzytomny, z dwoma ranami postrzałowymi w plecach. Okazuje się, że zna kilka języków, umie się świetnie bronić i zauważa u siebie odruchy raczej nieznane regularnym przechodniom, ale nie ma pojęcia kim jest. Stracił pamięć, a jedyną wskazówką co do jego przeszłości jest konto bankowe w Zurychu zapisane na chipie wszytym w biodro niedoszłego topielca. Potem jest tylko lepiej, kiedy okazuje się, że nasz rudawy zapominalski w skrytce bankowej trzyma broń, stos paszportów i spore nominały w różnych walutach. Na tyle spore, że kiedy jego tropem wyrusza zdecydowany pościg, bez problemu oferuje przypadkowej nieznajomej dziesięć tysięcy dolarów za podwózkę do Paryża.
Jason Bourne, jak brzmi jego imię, goni swoją przeszłość, a jednocześnie ucieka przed ścigającymi go panami - nie ma pojęcia kim są, ale zdecydowanie wiedzą co robią.

Obława, obława... Tak, na jednym Jasonie daleko by moje uznanie dla filmu nie zajechało. Dlatego chwila na podsumowanie drużyny ścigających: Chris Cooper, Clive Owen, Brian Cox i Julia Stiles w skromnej roli paryskiej łączniczki. Co tu dużo mówić, kiedy Clive Owen zostaje obsadzony w roli milczącego snajpera w okularkach, wszystko już musi się udać. A kiedy Chris Cooper pojawia się jakkolwiek, gdziekolwiek (tutaj w roli szefa obławy CIA na niesfornego Jasona), Liritio ogląda bez zastanowienia. (Dla nieświadomych: Chris Cooper to między innymi ten tak genialnie zagrany wojskowy z sąsiedztwa w tak niezmiennie genialnym "American Beauty").
Oczywiście żarty żartami, ale obsada "Tożsamości Bourne'a" nie pozostawia wiele do życzenia.
Nawet Franka Potente w roli jedynej znajomej Jasona sprawdza się dobrze, chociaż akurat do niej nie czułabym się zbytnio przywiązana przy ewentualnych wymianach obsady.

Kolejny atut filmu, zdjęcia. Wprowadzają napięcie, zaskoczenie, zamęt w chwilach akcji... "Tożsamość Bourne'a" jest sprawnie nakręcona i końcowy efekt wyszedł twórcom zaskakująco "zwarcie", jak na tego typu film, o ile mogę się posiłkować takim słowem. Nic tam nie jest bezsensownym ozdobnikiem, nie razi odstając od scenariusza. Połączono szpiegowskie kino akcji z obsadą, która z bohaterów raczej fizycznych potrafiła wydobyć coś interesującego. I o dziwo kolejne części trzymają poziom, chociaż tej pierwszej "Tożsamości Bourne'a" nie pobiły.

I tak, 10 sierpnia do kin wchodzi "Dziedzictwo Bourne'a", czyli o Bournie bez Bourne'a. Byłabym zdeptała pomysł, nawet zwiastun niespecjalnie przypadł mi do gustu, ale... Reżyserem i scenarzystą jest Tony Gilroy, od którego zaczęłam ten wpis z epitetem "fantastyczny" i na którego nowy film czekałam już długo.
Wierzcie mi, od czasu średnio rewelacyjnej "Gry dla dwojga" - obarczam winą za taki stan filmu brak jakiejkolwiek chemii między Julią Roberts i Clivem Owenem, co było wyraźne już w "Bliżej" - krzyżując palce czekam na powtórkę z zachwytu "Michaelem Claytonem". A "Dziedzictwo Bourne'a" ma obsadę, nad którą warto się zastanowić. Jeremy Renner, Rachel Weisz, Edward Norton, Albert Finney, David Strathaim... I plakat. Plakat jest dobry, a hasło "there was never just one" świetnie pasuje do wymowy wcześniejszej trylogii Bourne'a, także... No nie wiem, ogółem "Dziedzictwo..." budzi małą nadzieję.

A tymczasem zaganiam do początków, "Tożsamość Bourne'a" raz proszę!

9 komentarze:

Mariusz Czernic pisze...

Też bardzo lubię ten film. Świetnie zrealizowane, pełne napięcia dynamiczne kino akcji z pamiętną sceną pościgu samochodowego ulicami Paryża. No i też bym wolał, aby jednak w roli partnerki Jasona wystąpiła inna aktorka niż Franka Potente, np. widziałbym w tej roli inną Niemkę, Diane Kruger, która zresztą zagrała później w filmie z "tożsamością" w tytule (u boku Liama Neesona) :D W moim rankingu filmów o Bournie "Tożsamość" znajduje się na drugim miejscu, uważam że jest minimalnie słabszy od "Ultimatum", lepszy zaś od "Krucjaty" ;) Na "Dziedzictwo Bourne'a" w reż. Gilroya oczywiście czekam i również oczekuję dobrego kina akcji. A i takie nazwiska jak Weisz i Norton również zachęcają mnie do seansu. W kinach ten film będzie już 10 sierpnia, wolę pójść na ten film niż na "Mroczny rycerz powstaje", o którym teraz wszyscy mówią :D

liritio pisze...

Prawda, że dobry? Ale wtedy byłam naprawdę zdziwiona poziomem tego filmu.
"Ultimatum" też stawiam wysoko, ale jednak moment byłego zaskoczenia "Tożsamością" przeważa :) od "Ultimatum" już się wiele spodziewałam i nie zawiodłam ani trochę.

Co do "Mrocznego rycerza" mam mieszane uczucia - chciałabym to zobaczyć w kinie, ale przejrzałam kilka recenzji (głupia Liritio, miałam tego nie robić i ciągle robię) i mam wrażenie, że zmęczył mnie szum wokół filmu. Więc pewnie kiedyś wybiorę się na jakiś późny seans, kiedy już będą zdejmować film z afisza i wszystko trochę przycichnie.

Ewelina Białek pisze...

Nie widziałam, ale już od dawna mam w planach obejrzenie trylogii. Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Bardzo lubię, bardzo...
W ogóle takie filmy o ukrywaniu, nieznaniu własnej tożsamości mocno mnie przyciągają - dlatego też jestem fanką Bourne'a i Świętego...
;)

liritio pisze...

Ha, "Święty", kiedy to było :) znaczy serial z Moorem, do którego mam dużą słabość. Filmu z Kilmerem nigdy nie widziałam.

Marigolden pisze...

Liritio, i jak, obejrzałaś już może "Dziedzictwo"? :) Mnie znajomi zniechęcają, ale Batman też podobno nieszczególny - przyjdzie kończyć lato jakimś odgrzewanym hitem na DVD... ;)

Mariusz Czernic pisze...

Ja wprawdzie pisałem wcześniej, że wolałbym obejrzeć "Dziedzictwo" od nowego Batmana, ale jednak wyszło inaczej. Obejrzałem Batmana i nawet nie jest zły, choć rewelacyjnym również bym go nie nazwał (poprzednie części są lepsze), zaś co do "Dziedzictwa" to każdy mi ten film odradza, więc prawdopodobnie poczekam na premierę dvd.

liritio pisze...

Marigolden, no właśnie nie. Mam ochotę, chociaż teraz trochę mniejszą, nie usłyszałam za wiele dobrego na temat filmu, podobnie jak Mariusz. Ale zapewne i tak pójdę.
A lato kończyć zawsze należy z odgrzewanym hitem, jak inaczej :) ja niezmiennie polecam "Mine Vaganti" na "odgrzewany hit", ostatnio ponownie obejrzałam film i nadal jest cudowny.

liritio pisze...

Mariusz, u mnie na razie zanosi się na to, że dobrze będzie jak obejrzę którykolwiek z tych filmów w kinie. Ale może jeszcze się uda.
Właśnie niestety o "Dziedzictwie" usłyszałam kilka średnich mocno opinii i trochę mnie to zasmuciło, jakoś mocno liczyłam na Gilroya.

Prześlij komentarz