piątek, 17 stycznia 2014

W oceanie przeciętności, czyli role zapamiętane

Oto jest pewna przykrość, kiedy w filmie nic nas nie poruszyło, może pozostało tylko wzruszenie ramion. Wiemy wszyscy, że filmów zupełnie przeciętnych jest zdecydowanie najwięcej.

Konflikt zaczyna się, kiedy film średni trzymamy w pamięci dla błahostki, szczegółu, drobnostki. Bo i nie ma jak o tym wspomnieć, bez wyciągania całości z wora różności (rym, rym jest, hura), ale że film taki sobie, wywlekanie przed publikę też nieco bezcelowe. A może to jedna scena, jedna naprawdę dobra scena, może to motyw muzyczny, który nie pozwala Wam zasnąć. Wreszcie, może to jedna rola z któregoś planu, jedna rola, która błyszczy i zostaje w pamięci.

Dzisiaj kilka ról, które pamiętam od lat (albo od wczoraj), z drugich planów filmów w mojej ocenie zupełnie przeciętnych. Ułożone chronologicznie i subiektywnie podsumowane.


"Wakacje", reż. George Cukor. 
Lew Ayres jako Ned Seton.
Katharine Hepburn, Cary Grant, 1938 rok.

Kilka dni temu obejrzałam całkiem uroczy, zwięzły film, jeden z czterech tytułów tandemu Hepburn - Grant. Nie był zły, absolutnie, ale też nic specjalnego. Jeśli mówić o komediach tamtych czasów, Liritio bardzo docenia prostotę, ale w "Wakacjach" owa prostota łączy się niestety z głupotą fabuły. Chociaż może nie tyle głupotą, co słabą wiarygodnością, czy to charakterów, czy głównego konfliktu. A szkoda, gdyby mniej sztampowo rozpisać role, wyszłoby z "Wakacji" coś znacznie lepszego. Nie można jednak odmówić im ogromnego uroku i bardzo pozytywnej chemii między Grantem a Hepburn.

A jednak, wybija się Lew Ayres w drugoplanowej roli uzależnionego od pieniędzy ojca pijaka, niespełnionego muzyka, młodszego brata Hepburn. Nie stanowi w "Wakacjach" roli napędzającej akcję, od niego jednego nic nie jest zależne, jego Ned jest raczej cichym, zamroczonym alkoholem obserwatorem. Ciche poparcie dla "czarnej owcy" Lindy (Hepburn), słabość charakteru, która wpędziła go w nałóg, zblazowanie i wdzięk. Scena noworocznego przyjęcia, życzenia dla siostry i krótki monolog o upijaniu się (z butelką w ręce). Niby niepokorny, a jednak posłuszny, niby ciągle pijany, a najbardziej wnikliwy z całej rodziny. Niezwykle podobał mi się Ayres w tej roli i jego chrapliwy, pijany szept "happy new year".

Na marginesie, czy Cary Grant to jedyny aktor, który zagrał zarówno z Katharine, jak i z Audrey? Chwila, dumam, dumam... Wiem, Humphrey Bogart. Inni?

"Kwiat kaktusa", reż. Gene Saks.
Goldie Hawn jako Toni Simmons.
Ingrid Bergman, Walter Matthau, 1969 rok.

Z tego filmu ponad czterdzieści lat później zrobiono "Just Go With It", które zaskakująco polubiłam. Aczkolwiek oryginałowi w reżyserii Saksa nie można odmówić większej inteligencji, subtelniejszego humoru i klasy, nie zmienia to faktu, że ani "Just Go With It", ani "Kwiat kaktusa" nie pozostają na dłużej w pamięci. Oryginał jest zupełnie sympatyczną komedią, ale szału nie ma, głównie dlatego, że Matthau i Bergman rozmijają się komediową charyzmą. To znaczy, Matthau ją posiada, a Bergman jakby mniej.
Jednak od pierwszej sceny Goldie Hawn kradnie film i nie odpuszcza do samego końca. Można by się zastanawiać czy tak błyszczy ze względu na własną grę, czy przez niedopasowanie Matthau i Bergman, które czyni ich relację nieco sztywną.

Ale, ale! "Kwiat kaktusa" był (chyba) debiutem Hawn na dużym ekranie, w każdym razie pojawiają się magiczne słowa "introducing Goldie Hawn". I jest to najbardziej udane introduction, jakie pamiętam.

Hawn jest świetna w roli emocjonalnej, nieco naiwnej kochanki starszego, w teorii żonatego mężczyzny. Urocza, trzpiotowata, ale ciągle stawiająca na swoim, prośbą lub groźbą. Jest optymistyczna, pozytywna, prędzej coś zrobi, niż pomyśli, ale w finiszu nadal ma dużo do powiedzenia. Przy sztywności pary głównych bohaterów, to Hawn (czasem z Matthau, czasem z Rickiem Lenzem, który również gra całkiem uroczą rolę) wprowadza naprawdę komediowy klimat, a idzie jej to genialnie.
Filmów z Goldie Hawn oglądałam... Chyba żadnego! A nie, przepraszam, "Wszyscy mówią: kocham Cię". I nigdy bym się nie spodziewała tak dobrej roli po tej aktorce, i jestem Goldie z "Kwiatu kaktusa" całkiem zachwycona.

"Matrix Reaktywacja", reż. Andy i Lana Wachowski.
Lambert Wilson jako Merowing. Keanu Reeves, Laurence Fishburne, Carrie - Anne Moss, 2003 rok.

Ostatnia rola pochodzi z zupełnie innej bajki i funkcjonuje na zupełnie innej zasadzie. "Matrix Reaktywacja" to bardzo widowiskowy film, z którego wiele scen może pozostać w pamięci, niestety owa widowiskowość nie zmienia go w film dobry, tym na pewno nie jest. Nie jest również filmem złym, tego miana dostępuje dopiero "Matrix Rewolucje" (oj, trauma trwa do dziś, ile to już lat...).
Tutaj Lirito po części sama pozostaje dla siebie niewiadomą, dlaczego Lambert Wilson w krótkiej scenie Merowinga jest najczęściej przywoływanym przeze mnie przykładem bardzo dobrej roli w bardzo przeciętnym filmie. Nawet nie jestem taka pewna, czy jego rola rzeczywiście zwala z nóg, chyba nie zwala... A jednak, właśnie jego z "Matrixa Reaktywacji" pamiętam (i nie dlatego, że mi się podoba, już to kiedyś rozważałam). Pamiętam wino, które pije, pamiętam ton i akcent, z jakim mówi, pamiętam monolog dotyczący przyczyny i skutku, i pamiętam jego poirytowanie, kiedy żona robi mu psikusa.

Nie mogłam się powstrzymać, na pierwszy rzut oka widać, że Wilson zaraz zatrze łapki i powie "sesese".
Handlarz informacją, zdradzony mąż, filozof na wyrost, irytujący Merowing jest również ciekawym Merowingiem i jego monolog pozostaje w pamięci. A w takim nagromadzeniu postaci, wątków i efektów specjalnych wyjść na pierwszy plan pięciominutową sceną... Tak, Wilson zasługuje na mały aplauz, nawet jeśli tylko z mojej strony.

Cóż mogę dodać, pojawiłyby się nazwiska stałych mistrzów drugiego planu, ale jednak dzisiaj rozchodziło się o filmy raczej mdłe, więc stałych mistrzów zmilczę. Poza Woody Harrelsonem, który z każdej roli potrafi zrobić szał, zaraz obok Chrisa Coopera, Williama Fichtnera, Marisy Tomei i Lee Pace'a. Ale to inna kategoria filmów, innej kategorii wpis.

A Liritio co robi? Chyba wraca. Chyba tak.

0 komentarze:

Prześlij komentarz