wtorek, 15 września 2015

Rezerwa i sentyment, czyli Agatha Christie i trzynaście zagadek.

Ostrzegam, wstęp rozwleczony, prywatą usiany.

Liritio jest jednak nastawiona na jakąś inną częstotliwość - rzadko kiedy wie, co się dzieje. I jak ostatni osioł (oślica) zastanawia się, o co tyle szumu...
Dopiero wczoraj dostałam po oczach 125 rocznicą urodzin Agathy Christie. Ładna data, zodiakalna panna...

Młodą nacią będąc, Liritio porwała w dłonie "Trzynaście zagadek" z kartą tarota na okładce. Panna Marple dawała popalić kółku wzajemnej adoracji i tak się zaczęło. W tym upatruję dzisiejszą minimalną rezerwę wobec książek Christie - przeczytałam znaczącą większość mając lat dwanaście/trzynaście. I niestety wszystkie emocje ówczesnej ledwo co nastoletniej kózki zupełnie nie są moimi emocjami dzisiaj. A pierwsze wrażenie... To sami wiecie.

Liritio przeczytała wszystkie książki Chritie, które miała w zasięgu ręki (czyli większość jej książek) w tempie zastraszającym. Utrafienie Christie w tym dziwnym okresie, kiedy książki dla dzieci, ujmijmy to na wyrost, stawały się nieco passe, ale te poważniejsze jeszcze nie były ciekawe, było strzałem w dziesiątkę. I początkiem niekończącego się związku Liritio i kryminałów.

Czyli widzicie, "królowej kryminału" stołka nie odmawiam, natrzaskała tego w życiu aż strach, a Herkulesa Poirot (Liritio darzy sympatią) czy pannę Marple (Liritio nie przepada) mało komu trzeba przedstawiać.
I moja rezerwa też jest bestią niepewną, niestałą, przepycha się z sentymentem.
Dlaczego nie ma we mnie wiele sympatii dla panny Marple? Sama nie wiem, dzisiaj wydaje mi się, że może dlatego, że wścibska. Tyle że, jak z początku napisałam, czytałam te książki dawno temu i to za młodu panny Marple nie polubiłam. Teraz może byłoby inaczej, ale nie pamiętam, żebym (poza "Trzynastoma zagadkami") urządzała sobie powtórki Christie z panną Marplę w roli głównej. Może tracę?

Ciekawostka? Nigdy nie przeczytałam "Kurtyny". Bo mama powiedziała, że Poirot umiera, a Liritio ledwo nastoletnia nie chciała czytać o umieraniu. I chyba nadal nie chce, książka leży odłogiem i w sumie nie czytam tej nieszczęsnej "Kurtyny" już chyba z przyzwyczajenia.

Koniec wstępu. Jak tytułem zapowiedziane, "Trzynaście zagadek" zapoczątkowało moje kryminalne czytanie i trzynaście zagadek znajdziecie poniżej. Czyli ulubione książki Liritio autorstwa Agathy Christie, mniej więcej rosnąco (tzn, numerycznie malejąco) w uwielbieniu uporządkowane. Trochę tylko oszukałam, może mi wybaczycie.


13. Rosemary znaczy pamięć (Sparkling Cyanide)
Była dokładnie czwartą książką Christie, którą przeczytałam. Nie wiem, skąd ta wyraźna kolejność w głowie. Drugą była "Zbrodnia na festynie", trzecią "Noc w bibliotece". Kontynuując, "Niemy świadek" i "Morderstwo na plebanii". A potem wyzdrowiałam i dalszych kolejności nie pamiętam.
W "Zbrodni na festynie" mordercę zgadłam. A tutaj rozwiązanie było zaskakujące. Podłe. Było pewną nowością w muminkowym świecie Liritio. Potem okazało się, że motyw z "Rosemary..." jest powtarzalny. Ale tutaj trzeba przyznać, że nawet czasem się powtarzając, Agatha Christie stworzyła wręcz morze różnych intryg, wśród których można przebierać. I jak teraz patrzę na muminkową Lirito w zetknięciu z Christie, zaraz okaże się, że to właśnie ona nauczyła mnie więcej o ludzkiej naturze niż jakakolwiek ówczesna edukacja.

12. Uśpione morderstwo (Sleeping Murder)
Głupia sprawa, bo to ostatnia książka Agathy Christie (wydana za jej życia).Czyli nie da rady stwierdzić, że im dalej w las... Skąd w Liritio taka pamięć o tej akurat książce? Nie mam pojęcia, ale do dziś pamiętam tę tapetę. A też czytane tylko raz (panna Marple się kłania). Może przez to, że o młodej dziewczynie? Może zkończenie mnie zaskoczylo?
Szybko znajdziecie wzór tych "ulubionych" by Christie. Zaskoczenie, dziwactwo, fanaberia, tyle wzoru.

11. Morderstwo w Orient Expressie (Murder on the Orient Express)Trochę sztampa? Cóż, Liritio może być znana z tego, że od sztampy nie ucieka. I nie wierzę, że ktokolwiek nie zna tej książki lub ekranizacji. Szczególnie ekranizacji! Książce walorów nie odmawiam, wręcz preferuję, ale film ma tak zacną obsadę... Z Lauren Bacall na czele. Ponadto, Ingrid Bergman, Sean Connery, Albert Finney w roli Poirot, Anthony Perkins (ten z "Psychozy"), Vanessa Redgrave, Martin Balsam (agent Holly ze "Śniadania u Tiffany'ego... A swoją drogą, też z "Psychozy"), Richard Widmark (wierzcie mi, że go znacie, chociażby z westernów). Doborowe towarzystwo, reżyser też (Sidney Lumet, czyli "Dwunastu gniewnych ludzi", "Pieskie popołudnie", "U kresu dnia"...). A książka jest lepsza.
Ponownie kwestia zakończenia. Chociaż przyznam się, że kiedy czytałam "Morderstwo w Orient Expressie" po raz kolejny, sztukę teatralną bym z tego chętnie zrobiła, ale kryminałem nie jest najlepszym. Natomiast jeśli chodzi o charaktery i clue programu, polecam tym, którzy (cudem) jeszcze nie znają.  

10. Morderstwo odbędzie się... (A Murder is Announced)
Ponownie chyba kwestia zaskoczenia. Ale też jest to moja (prawie) ulubiona książka z panną Marple, aczkolwiek również czytana tylko raz, więc może nie pamiętam. Tak czy inaczej, początek jest podobnym zaskoczeniem, co koniec - ogłaszanie w gazecie nadchodzącego morderstwa to raczej mało powszechne.
Jakby nie chciało Wam się czytać, w ekranizacji gra Matthew Goode.

9. Pięć małych świnek (Five Little Pigs)
Tutaj rzecz mi się długo mieszała ze "Słonie mają dobrą pamięć", też zacne, tak swoją drogą, szczególnie jeśli ktoś pała sympatią do postaci Ariadny Oliver, która pojawia się w kilku książkach Christie.
Detektywem jest Poirot, ale zbrodnia sama w sobie jest tajemnicą sprzed lat, więc i Poirot nie rzuca się w oczy. Liritio jakoś woli te książki Christie, w których to historia, a nie główna postać, jest istotna.
A jeśli do samej historii doszłam, moim zdaniem "Pięć małych świnek" jest jedną z jej ogółem najlepszych książek. I jedną ze smutniejszych, słodko-gorzkie to wszystko. I takie proste. Liritio docenia słodko-gorzkie i proste.

8. Morderstwo to nic trudnego (Murder is Easy)
Liritio coś się podłości uczepiła. Podłe sprawki i podłe rozwiązania. W "Morderstwo to nic trudnego" nie ma ani panny Marple, ani Poirot, śledztwo prowadzi Luke Fitzwilliam.
I to jest taka kołomyja, że Liritio pamięta książkę do dziś. I tylko czasem myli mi się z "4:50 z Paddington". Bo w głowie Lirtio skojarzenia działają dziwacznie, a to pociąg i tam, i tu.

7. Śmierć na Nilu (Death on the Nile)
Ach, Poirot i piach, cóż może być lepszego!
To "Randez-vous ze śmiercią", to "Morderstwo w Mezopotamii", to (poniekąd) "Zło czai się wszędzie". I klejnocik, "Śmierć na Nilu".
Jakkolwiek bardzo lubię wszystkie trzy (cztery), jednak "Śmierć na Nilu" wygrywa stawkę. Może przez to, że jednak Egipt, a Liritio jest małą psychofanką Egiptu. A może ponownie ta podłość, która zdaje się nie opuszczać książek Christie, ale czasem skrywa się w rzewnych motywach.
Ekranizacja chyba jedna z bardziej znanych, Mia Farrow, Bette Davis, Jane Birkin, Angela Lansbury, Maggie Smith i David Niven. W roli Poirot, Peter Ustinov. Ale zaganiam do książki, bo moje ulubione, to jedno, a gdybym miała wybierać dla kogoś z carte blanche w temacie Christie, "Śmierć na Nilu" (zaraz obok "Pięciu małych świnek") poszłaby na pierwsze miejsce. To jest jakby klasyka Christie w najlepszej odsłonie.

6. Zatrute pióro (The Moving Finger)
Jeśli chodzi o pannę Marple, "Zatrute pióro" jest ulbioną książką Liritio z tą bohaterką, ale może to wynikać z jej niewielkiego udziału w całym zamieszaniu - inna postać gra pierwsze skrzypce. "Zatrute pióro" jest lepszą siostrą "Morderstwo to nic trudnego". I pamiętam atmosferę, oczekiwanie, tajemnicę... I ponownie, podłość, najwyraźniej Liritio w rozwiązaniach Christie ceni podłość.
A chociaż tutaj "Zatrute..." ląduje jako szóste, tak naprawdę mało brakuje mu do miejsca... Ekhm, no trzeciego. Bo jednak pierwze i drugie są na czele peletonu. A potem długo nic.  

5. Dom zbrodni (Crooked House)
Docieramy do wisienek na torcie, a więc książek, które moim zdaniem znacznie przewyższają inne fabułą. Czy to rozwiązanie, którego się nie spodziewałam, czy to manewr, który mnie wpędził w maliny, czy ogólnie rozumiane sprawne poprowadzenie akcji w stylu Liritio. A jaka jest akcja "w stylu Liritio"? Przeczytajcie tych pięć (ekhm, cztery) książek i się szybko zorientujecie. Może nieco inna. Mroczniejsza, mniej tłoczna, niby uproszczona. Owo "niby" robi tę różnicę.
Jednocześnie "Dom zbrodni" to jedna ze smutniejszych książek Christie. Podobnie jak nr jeden. 
 
4. Zabójstwo Rogera Ackroyda (The Murder of Roger Ackroyd)
Tutaj nic nie powiem. Czytajcie dzieci, akcja rozwija się zgodnie z narracją. A Poirot wystaje zza płotu. I ma dla Was niespodziankę. 

3. Godzina zero (Towards Zero)
Tutaj właściwie nie jestem pewna. Bo może "Godzina zero" to numer jeden? Ale w poniższy nr jeden Liritio wrosła, zapuściła korzonki, ciężko się samej przesadzić.
"Godzina zero" jest mocno filmowa. Najeżona suspensem, burzami (i ich brakiem), rozpaczami, szaleństwem, oszczerstwem... Oskarżenia i niecne motywy, rzadko której książki rozwiązanie tak mnie usatysfakcjonowało, jak to z "Godziny zero". I chociaż już od lat je znam, książkę poczytuję nadal i nadal się niemal oblizuję z zadowolenia. Niecna książka, a jakie postaci! To tak jakby czytać o małych huncwotach. Tyle, że tak naprawdę nie są mali.

2. Tajemniczy Pan Quin (The Mysterious Mr Quin) i inne.
Tutaj oszustwo, pod numerem dwa ukryłam wszystkie opowiadania. Dla mnie Christie jest mistrzynią przede wszystkim formy krótkiej. Rysy charakteru, które tworzyła dla długich fabuł, znacznie lepiej sprawdzają się w chwilowych obserwacjach, kiedy ja, jako czytelnik, mogę sobie do nich sama dużo dopowiedzieć.
Widzicie, Christie ładnie opisywała naturę ludzką, tyle że powierzchownie. Tworzyła zgrabne fabuły w bardzo zbliżonych sobie realiach (szczególnie te z panną Marple) i chociaż nie nazwałabym ich ubogimi, odczuwa się pewną płyciznę. Ja odczuwałam, kiedy czytając nastą książkę z rzędu mogłam od początku wskazać mordercę i strony dramatu.
Z drugiej strony, najzręczniejsze historie najczęściej opowiadała zupełnie inaczej. Przykłady powyżej, na dobry start. I tutaj można pytać o pewną rzemieślniczą sprawność, odcinanie kuponów i taśmociąg. Ale nie będę o to pytała, ponad sto lat minęło od początków Agathy Christie, dzisiaj nie wypada jej nękać.

Wróćmy więc do wyliczanki, numer dwa to wszystkie opowiadania. Z Panem Quinem (i panem Satterthwaite'm) na czele. Czym można zrównać te opowiadania ? Smutkiem. Samotnością. Panem Quinem, ktory jest niezłym dziwolągiem. A może w ogóle go nie ma.

Drugą parą z opowiadań byłaby Tuppence i Tommy. W młodości to uwielbiałam. Dzisiaj dotrzegam pewne uproszczenia, wydumania i dziecinność. Co nie znaczy, że nie uwielbiam, tyle że już nieco inaczej. Albowiem Tuppence i Tommy to taki łagodny, dwugłowy James Bond. I ja się niezmiennie świetnie z nimi bawię, szczególnie w "Śledztwie na cztery ręce".

Nie dałabym rady uszeregować wszystkich jej opowiadań, zacznę więc od czterech zbiorów powyżej częściowo nadmienionych. Na pierwszym miejscu zawsze Pan Quin. Tommy i Tuppence, wprowadzając zupełnie inny nastrój, ale zaraz za nim. Dalej panna Marple z tych najpierwszych "Trzynastu zagadek". I zamyka pierwszą czwórkę "Morderstwo w zaułku" z Herkulesem Poirot. Ale Christie wszystkie opowiadania ma dobre. Nawet te z Parkerem Paynem, do którego Liritio ma jednak najmniej serca. 

1. Dziesięciu małych Murzynków.
Nie jestem w tym oryginalna, ale nic nie poradzę. Książka jest tą najlepszą, przeze mnie zaczytaną.
I już kiedyś opisaną, w tytuł kliknijcie.
Dodam tylko, że atmosfera bije wszystkie inne jej książki na głowę. Wszystkie.

Tutaj przy okazji można przeczytać, że w 2010 roku rezerwa zdecydowanie wygrywała z sentymentem, bo "nie lubię Christie w ogóle". Nieprawda. Albo wtenczas kłamałam, albo z wiekiem robię się sentymentalna. 
"I chociaż przeczytałam sporo jej książek w nastoletniej młodości, żadną nie byłam zachwycona." Ha, czyli jednak kłamałam. Albo bezmyślnie napisałam co wyszło. Takie cenzurowanie samej siebie to ciekawa sprawa.

4 komentarze:

Marzena Zarzycka pisze...

Piękny przegląd, aż mi się kryminałów zachciało :) Christie nigdy nie traktowałam poważnie. Pewnie niesłusznie.

liritio pisze...

Inez, dlaczego niepoważnie? Kwestia słuszności pewnie może być oceniona na podstawie przyczyn :)

tamaryszek pisze...

Ale masz teraz fajne notki! Kino amerykańskie! Zaraz poczytam na co czekasz. ;)
Ale najpierw Christie. Tyle to ja nigdy. Znam po kawałku. Pierwszemu miejscu przyklaskuję. Cieszę się też z "Zatrutego pióra". Jakaś trzynastolatka, którą mijałam na korytarzu, czytała waśnie ten tytuł. Trzynastolatki mają, jak widać, pewne skłonności. I może nie należy się ich wyzbywać.;)
Najbardziej ujęła mnie Twoja rekomendacja "Godziny zero". Te huncwoty! I to, że trudno się samemu przesadzić, więc niech się korzonki wiją i krzewią. ;)

A ja serio tak, że mnie zachęciłaś, bo jakoś z obowiązku sięgnąć muszę. Co prawda w ramach moich planów będzie to "Morderstwo w Orient Expressie", ale też "Poirot prowadzi śledztwo". Co to w ogóle jest? Jeśli nie ma w dziesiątce Liritio, to czy w ogóle warto? [Tytuł jest "zadany" gimnazjalnym molom, które lubią olimpiady].

A hoj, Liritio!

liritio pisze...

Aloha Tamaryszku :)
Może nie należy, może taki trzynastoletni Christie los.

"Poirot prowadzi śledztwo" poniekąd w trzynastce Liritio jest, bo to opowiadania. Czyli jakby nr dwa. Ale chyba, jeśli chodzi o opowiadania z Poirotem, "12 prac Herkulesa" było ciekawsze. Może też słabo pamiętam.
Na pewno gimnazjalne mole nie pogardzą, Christie bardzo zgrabnie tworzyła opowiadania.

Prześlij komentarz