niedziela, 17 stycznia 2016

Złoty chłopak na opak (rymy wracają)

Po raz pierwszy odkąd w jakikolwiek sposób interesuję się kinem, przegapiłam oscarowe nominacje! Cios.
To znaczy, nie przegapiłam tak całkiem, ale nie było znanej daty z tyłu głowy, nie było czekania, może nie na wydarzenie kluczowe, ale jednak na coś...


A tu zaskocznie, bo stwierdzam, że w tym roku nominacje są ciekawe. W bardzo pokrętny i niekoniecznie pozytywny sposób, ale jakoś tak... Na opak ciekawe.

Przede wszystkim, nie ma Alexandre Desplata! Czy Akademia uznała, że skoro Desplat już ma swoją figurkę, nie musi go więcej zapraszać? Chociaż interwały już się zdarzały, w 2012 i 2008r.Co jest o tyle nietrafione, że w 2007r. premierę miało "Lust, Caution" Anga Lee. Film był jaki był, ale muzyka! Niezmiennie stawiam tę ścieżkę dźwiękową na jednym z pierwszych miejsc, jeśli chodziłoby o jakiekolwiek najlepsze kompozycje Desplata.
Z brakiem Alexandre Desplata wiąże się brak "Sufrażystyki" - jam zdziwiona, zasada Desplata działała dotąd bezbłędnie. W sumie działa nadal, tylko najwyraźniej pomyliłam przyczynę ze skutkiem. A tak, jego nie ma wśród nominowanych, nie ma też filmu.

Ale, ale, wszyscy (nie ma nie!) mamy zwycięzcę. Morricone!
Ennio Morricone, który Oscara dostał za całokształt twórczości, kiedy Akademia sobie o nim przypomniała.
Nie oglądałam "Nienawistnej ósemki", ale nawet jeśli cała ścieżka dźwiękowa jest oparta na drapaniu widelcem po ścianie... Morricone!

Z rzeczy równie istotnych, Iñárritu i "The Revenant" nominowany tłumnie. Może DiCaprio wygra? Nawet bym się ucieszyła, a konkurencja cieniutka. Za to Redmayne... No nie, proszę, nie.
I chociaż z całych sił chciałabym być zwolenniczką Oscara numer dwa dla Iñárritu, nie jestem.
George Miller i "Mad Max", tutaj widziałabym zasłużonego... Ale!
"Spotlight" i Thomas McCarthy.

A wiecie, Liririo jest rozdarta, bo McCarthy to pewna miłość, ale "Spotlight" jeszcze nie wdziałam.
Natomiast "Mad Max Fury Road" jest filmem tak dobrym... Ale naprawdę, aż tak dobrym.
Więc Liritio planowałaby nagrody uśrednić, dla reżysera Millera i za scenariusz dla McCarthy'ego (co jak co, ale scenariusz powinien być jego, to uznaję w ciemno).
Mówiłam, w tym roku jest ciekawie, kiedy Liritio sama nie wie, kogo za film, reżyserię i scenariusz by nagordziła.
Już pomińmy fakt, że Akademia zapewne wyróżni kogoś innego.

A najlepszy film roku? Zerknijmy.
O właśnie, pytanie zasadnicze sezonu, co w tych wszystkich zestawieniach robi "Marsjanin"? Że Ridley Scott nakręcił dobry film od czasu... Od dłuższego czasu, to miło, ale bez przesady!
Matt Damon nominowany za grę aktorską. Jaką grę? I jakikolwiek start do najlepszego filmu roku to trochę farsa. Nic to, oddychamy głęboko i cieszymy się, że nie nominowali Scotta w kategorii reżyser.

Idąc dalej, "Bridge of Spies" - klasyka nominacji. Nuda.
"Brooklyn"... Widziałam zwiastun i to by było na tyle, zupełnie nie moja bajka, poprzednie filmy Crowleya wydawały się ciekawsze.
"The Big Short"... Na temat tego filmu mam wiele przemyśleń i jeszcze skrzywienie zawodowe wchodzi w paradę. Niewątpliwie jest cudownie zagrany, każda rola z każdej strony. Z innymi pochwałami nie byłabym super wyrywna.

Bawiłby mnie Oscar "Mad Maxa", szczególnie że nie widziałam "Spotlight" i mogę kiwać głową, może to jest najlepszy film roku? Na pewno pod względem technicznym. Oni te cuda na kijach kręcili ot tak i to nie są efekty ani sztuczne ludki... "Mad Max Fury Road" może i ma wady (chociaż ja żadnej nie dostrzegłam, a jestem marudna z zasady), ale jeśli nie jest to film roku, niech przynajmniej zgarnie wszystkie techniczno - produkcyjne laury.  Z wszelaką kinematografią i scenografią na czele.
Chociaż kinematografię, nie zdziwię się, jak zgarnie Lubezki za "Revenanta", ot tak, prawem serii.
W sumie jak "Revenant" zostanie filmem roku, też się nie zdziwię (chyba nikt się nie zdziwi).
A "Spotlight", jako film z serii "Michaela Claytona", nagrody nie dostanie. Więc...

Liritio cieszy też "Anomalisa" w kategorii najlepszego filmu animowanego. Co wygra, nie wiem, ale cieszy. Tak, widziałam jedynie zwiastun, ale w takich chwilach czuję pismo nosem, jest warta. Trochę przez samo nazwisko Kaufmana - "Eternal Sunshine of the Spotless Mind" na czele, "Adaptacja" zaraz za nim.

I cóż z aktorami? Charlotte Rampling! Ponownie miłe zaskoczenie, o miłości Liritio do Rampling jeszcze możecie nie wiedzieć, ale macie szansę.
DiCaprio. Vikander... Aktor drugoplanowy to ból, bo jest Hardy, którego wszyscy (WSZYSCY) kochamy i cenimy.
Ale Stallone...
Cóż mogę powiedzieć, czego zapewne sami już nie wiecie? Oczywiście, że Liritio chce Oscara dla Sylvestera Stallone. Bo tak, na opak.



I niech tylko spóbują dać statuetkę za muzykę komukolwiek innemu! Clint Eastwood patrzy...

6 komentarze:

tamaryszek pisze...

1) Morricone, of course. Bardzo wspiera Quentina. Właśnie drży mi ręka, czy pisać o "Hatful Eight", czy nie. Bo film dobry, ale dlatego dobry, że wszystko tu swojskie. Jak zawsze u QT. Śnieżyca super.

2) Fajnie, że mi zwróciłaś uwagę na "Anomalisę". Obejrzałam zwiastun i wiem, że się wybiorę do kina. Wchodzi już już. Ale kciuki trzymam za "W głowie się nie mieści"

3) Nie znam "Mad Maxa". No wiem, trzeba by. Ale pełna zgoda, że "Marsjanin" to nominacja z księżyca. Średnia strefa stanów średnich. O co chodzi?

4) Co do aktorki, to serce by mi się uśmiechnęło, gdyby Charlotta. Nie znam kreacji rywalek. Ale kto tu może aż tak wysoko skoczyć? Hmm...jest jeszcze Cate.

Bardzo miły bedeker po nominacjach :)

liritio pisze...

1. Mnie nie drży, napiszę, śniezyca super, obsada super, list super. W sumie wpis może zacząć się i skończyć powyższym zdaniem :)
2. "W głowie się nie mieści" nie widziałam, ale jest duża szansa, że wygra.
3. Z "Marsjaninem" mam taką teorię, że ścieżka dźwiękowa wprawiła wszystkich w super humor i uznali, ze należy jakś wyraźniej uczcić fakt, że Ridley Scott nie popsuł kolejnego filmu. Albo może wybory obsadowe? Dawno nie widziałam filmu z tyloma znanymi ludźmi pojawiającymi się na 5 min.
4. Pewnie Cate. Chociaż jeszcze Brie Larson może wyskoczyć jak diabeł z pudełka. I w sumie nie byłoby źle.

Mariusz Czernic pisze...

Morricone musi dostać tego Oscara, bo jak nikt inny zasłużył. I mówię tu nie o całej jego karierze, ale o tym jednym soundtracku. Problemem może być to, że QT wykorzystał także jego utwory z innych filmów. Przecież Nino Rotę zdyskwalifikowano, gdy okazało się że jeden z tematów w "Ojcu chrzestnym" to przeróbka motywu Roty z innego filmu. Ale skoro jurorzy Złotych Globów nie mieli z tym problemów to Akademicy też nie powinni.
Ucieszyłbym się, gdyby nagrodzono Stallone'a i J.J. Leigh, a także Deakinsa - operatora z licznymi (chyba 13 nominacjami), który po raz trzeci z rzędu może przegrać z Lubezkim.
No i niech k... nagrodzą DiCaprio. Nie mówię tego dlatego, że jestem jakimś wielkim fanem tego aktora, ale wkurzają mnie już te ciągłe dyskusje (Dostanie czy nie dostanie?), które pojawiają się przy okazji każdego filmu z jego udziałem.

liritio pisze...

DiCaprio to zabawna sprawa, bo niby spełnia wszystkie wymogi Akademii, a jakoś Oscara jak nie było tak nie ma :) ale naprawdę wydaje mi się, że w tym roku dostanie, bo trochę ma lipną konkurencję.
Deakins chyba nigdy nie wygrał Oscara, jakoś często go nominują. Słusznie nominują, jest mega dobry, Skyfall do dziś pamiętam. No Country For Old Men też. A w Sicario kamera pięknie szła, mógłby wygrać. Ale obawiam się, że Lubezki "Revenantem" mocno stoi.

Morricone nie można dyskwalifikować, po prostu nie :)
Tej historii Roty nie znałam, a kilka razy się zastanawiałam dlaczego za "Ojca Chrzestnego" nagrody nie dostał.

Stanisław Błaszczyna (Logos Amicus) pisze...

Najlepszy film z tych nominowanych? (Widziałem wszystkie, oprócz "Spotlight", na który wybieram się w tym tygodniu.) Myślę, że "The Big Short" - i piszę to trochę na przekór, bo uwielbiam ostatniego "Mad Maxa" (to takie kino czyste i wariackie). Tu przynajmniej Millerowi życzę Oscara za reżyserię, bo zasłużył staruszek bardzo (mój ukochany Iñárritu niech się cieszy ubiegłoroczną statuetką i obecną celebrą, której mu się teraz nie szczędzi).
"Bridge of Spies" to film z trochę innej epoki więc się nieco dziwię że się znalazł w tym towarzystwie. "The Room" to taka nisza, "Brooklyn" - romansidło (ale żeby być szczerym to mi się nieźle oglądało - i mam o nim chyba lepsze zdanie, niż o "Carol" - mimo świetnej jak zwykle Blanchett tamże).

Rzeczywiście - Di Caprio nie ma w tym roku wielkiej konkurencji, ale jednak Fassbender był bardzo dobry w skórze Jobsa. To trochę ironia, że Leo ma teraz największe szanse, choć przecież to nie najlepsza rola w jego życiu (zagrał z tuzin lepszych) - no i ten ziemisty minimalizm.

Obstawał bym za kolejnym Oscarem dla Lubezkiego - i to wcale nie dlatego, żeby poddawać się prawu serii. Bo jego robota w "Zjawie" naprawdę jest fantastyczna (według mnie to jest operatorski geniusz - bardzo się cieszę, że się spiknęli z Iñárritu).

Broniłbym "Marsjanina" - bo to całkiem niezłe kino rozrywkowe. Nawet Damon zagrał na luzie, no i ta Abba z Glorią Geynorową ;)

W sumie niezły to był rok dla kina. Taki rozrywkowy.
A Oscary... jak to Oscary. Czasem to niezła zabawa :)

liritio pisze...

Jeśli chodzi o "The Big Short", wybrałabym "Margin Call", jeśli chodzi o tematykę. Chociaż rzeczywiście, "Big Short" jest porywająco nakręcony i cudownie zagrany. Ale jednak nie byłam całkiem urzeczona.
Jednak za "Spotlight" trzymam kciuki, mimo że nadal nie widziałam.
Jeślli chodzi o Iñárritu i jego "Zjawę", zaczynam mieć mieszane uczucia, za głośno o tym filmie było i przesyt mnie dopadł zanim jeszcze trafił u nas do kin. Ale obejrzę na pewno, oglądam wszystko, co kręci Iñárritu.

"Marsjanin" to bardzo dobre kino, nie przeczę, ale nie jestem pewna czy aż tak dobre :)
I masz zupełną rację, to był niezły rok dla kina :)
Mnie ciekawi jeszcze nowy "Makbet" i główne role, szczególnie Cotillard. Ale to już poza-oscarowe rozważanie.

Prześlij komentarz