Przeczytałam mniej niż połowę jego książek, ale ten nieśpieszny styl nauczyłam się lubić i rozumieć. Dużo opisów, dużo literek, tak, nie jest to dynamiczna proza, ozowe pisanie to refleksja, powolny wdech, wydech i spoglądanie na pustynną codzienność Izraela. Z chęcią akceptacji i z rozdarciem, bo wnętrze i zewnętrze się kłóci, nie jest najprostszą zależnością.
"Iwrija umarła szesnastego lutego w Jerozolimie, podczas deszczu."
Za takie zdania kocham Oza. Podczas deszczu, to jest początek trzeciego rozdziału i jeszcze nie wiecie, że ten deszcz wszystko streszcza.
Dlaczego "Poznać kobietę" ma taki właśnie tytuł? Nie mam pojęcia, więc zaistniało niebezpieczeństwo, że moje czytanie szeroko rozminęło się z zamysłem Oza. Chociaż emerytowanego agenta izraelskiego wywiadu otaczają prawie wyłącznie kobiety, cała książka dotyczy zapętlenia jego natury, Joel wydaje się jakby biegaczem z dwoma lewymi nogami, niby naprzód, ale potyka się od pierwszego kroku.
Żona Joela umarła jednego deszczowego dnia, kiedy on czytał "Panią Dalloway" w Helsinkach. Potem Joel zostawił stresującą, dziwną, chociaż w jego mniemaniu urzędniczą pracę, Akrobatę i Patrona, zabrał córkę, matkę i teściową, wynajął dom, wyjechał z miasta. Matka i teściowa to przyjaciółki, ale rodzinne animozje sporadycznie zmieniają je w zaciekłych wrogów. Albo w dwie wariatki, jak kto woli.
A Neta? Córka Joela jest specyficzna. Chyba, w sumie ciężko stwierdzić. Cicha, zamknięta, oddzielna. Jej epilepsja to rozłam między rodzicami, to przyczynek ucieczek matki w naukę, ojca do Helsinek.
"Poznać kobietę" - kontemplacja joelowej psychiki, a uwierzcie mi, czasem będziecie mieli tego faceta dość. Z początku wydawać się może tajemniczym, powściągliwym agentem służb specjalnych, ale z czasem zmienia się w rozedrganego nudziarza z nerwicą natręctw. Drzewka w ogródku, pranie pościeli i obsesje, małe, tępe obsesje. Ale czy na pewno?
Może jednocześnie go polubicie, z postaci prawie filmowej stanie się rzeczywistym bytem, wymiętoszonym urzędasem na lotnisku w Helsinkach, w drodze na pogrzeb żony. Zniecierpliwionym odludkiem w oszczędnych dialogach z sąsiadem, zaniepokojonym ojcem, który nie do końca wie, co ma robić, czułym kochankiem, uważnym ogrodnikiem... Przede wszystkim okaże się człowiekiem po cichutku stanowczym, czy to odmawiając powrotu do pracy, czy uparcie poszukując odpowiedzi na pytania, które nie do końca potrafi sformułować.
Joel irytował mnie potężnie, ale potrafił też wzbudzić uśmiech, czyli wszystko w normie.
Nie byłaby to książa Oza, gdyby nie zawierały się w niej mikroświaty. Moje szczęście, sąsiedztwo Ralpha i Annemarie, rodzeństwa po przejściach, oho, to jest udane, to właśnie ukoronowanie ułomnej rzeczywistości, którą europejczycy lubią utrwalać w filmach. Ale wiadomo: mamę oszukasz, ale życia nie, wariactwa zza płotu są materiałem na kino, w które nie każdy uwierzy, chyba że Francuzi.
Liritio oczywiście poluje na mikroświaty, w "Poznać kobietę" rozbrajał mnie Pośrednik, Arik Kranc, niczym mały psiak, niczym podstarzały Casanova, tak, oba naraz. Tak słodki wobec Joela, prawie rozczulający. Panowie razem na żaglach, a z jego chłopakami może by poznać jego córkę? Takie niby proste pytanie, ale nie dla Joela. Oto jego problem: nie szuka prostoty, zamiast tego wpuszcza się w niedobrą spiralę rozważań. I właśnie całej książki potrzeba, żeby Joel odrobinę się wyluzował.
"I w ten sposób Joel Rawid zaczął powoli się poddawać. Ponieważ mógł się przyglądać, miło było przyglądać się w milczeniu. Zmęczonymi oczami, ale otwartymi. Aż do głębi ciemności. I jeśli istniała konieczność skoncentrowania wzroku i oddania się obserwacji przez godziny, dnie, a nawet lata, to czyż nie była to najlepsza rzecz do zrobienia?"
Amos Oz, "Poznać kobietę", Dom Wydawniczy Rebis, Poznań, 2008r., str. 318