środa, 29 kwietnia 2015

Rzecz o przekombinowaniu.

Liritio zacznie od zmierzwienia i zmarszczenia, że Scott Lynch zaprezentował "Republiką Złodziei" dokładnie to samo, co George Verbinsky "Piratami z Karaibów: Na krańcu świata".
Niecnymi Dżentelmenami zachwyciłam się kilka lat temu, i kiedy tam stwierdzałam, że po części pierwszej (super świetnej i tęczowej), druga obniżyła poziom, mogę teraz dopisać, że przy trzeciej zasypiałam.

Jeden z bezsprzecznie ulubionych bohaterów Liritio w "Piratach z Karaibów" będzie nagłówkiem dzisiejszych rozważań. Komplikujesz? Udziwniasz? Jack mówi: Robisz to źle!
Verbinsky wydostając dla Disneya pirackie dusze z szafy, mógł nie wpaść na to, jak wielkim hitem stanie się jego Czarna Perła. Ten film od dawien dawna pozostaje w moim absolutnym wierzchołku zajebistości filmów przygodowych, filmów poprawiających humor... Filmów w ogóle.
I chociaż obejrzałam "Klątwę Czarnej Perły" co najmniej o raz za dużo, nadal uważam, że jest to film petarda. Skutecznie przygaszona ciężarem trylogii i powstających obecnie ogonów.

Chociaż "Kłamstwa Locke'a Lamory" nie są aż tak bliskie sercu Liritio, byłam wzruszona stopniem, w jakim swego czasu wciągnęłam się w tę książkę, a ostatnio zasmuciłam się nieudolnością trzeciej części cyklu, "Republiki Złodziei".

Liritio nigdy nie mogła pojąć tej pogoni za dobijaniem prostoty, którą to przypadłość sukces nadmiernie często rodzi w twórcach. Nie jest to może reguła, raczej dotykająca sporą część plaga. Plaga szarżowania komplikacją.

Zrobiliście świetny film o facetach w skórach, skakaniu w dal, tajemniczych agentach i cyfrowej Kobiecie w Czerwieni? Świetnym pomysłem jest przejście od zwartej koncepcji tragicznego świata, w którym ludzie funkcjonują jako uśpione bateryjki maszyn, do rozpołożonej historii ocalałych bohaterów, "ostatniego" miasta wydrążonego w skale, aż do przewrotnej koncepcji wirtualnego bóstwa i jego muzy, którzy stworzyli swoiste perpetuum mobile.

Zrobiłeś świetny film o piratach, małpach i East India Company, który poza byciem opowieścią adekwatną dla dzieci, jest cudownym filmem przygodowym, z głównym bohaterem, który staje się ikoną? Zablokuj jakikolwiek rozwój jego postaci, dołóż nagłe resurekcje, radę największych (a przepraszm, Największych) piratów i ostateczną, ale to Ostateczną walkę nie-wiadomo-o-co, będzie fajnie. 

Npisałeś świetną, nieco fantastyczną książkę o złodziejach i przekrętach, która kradnie ludziom noce i czyta się jednym tchem. Obejrzyj "Piratów z Karaibów 3" i napisz część drugą jakoś tak podobnie... Po czym gładko przejdź do wątku miłosnego, którego protagonistka jest nieznośna i ruda, ale jej osoba zmienia głownego bohatera z cwaniakującego szermierza podstępu w rozmemłanego trutnia, któremu tylko sztywno narzucona przez autora akcja pozwala ocalić twarz. Udało się!

Skąd takie inklinacje?

Już o serialach nie wspomnę (kłamię, wspomnę), ale dla przykładu, jak świetny był "House M.D." na początku i jak tragiczny po siedmiu sezonach. Kiedy skończyć, to też trzeba wiedzieć, była taka piosenka, żeby ze sceny zejść niepokonanym i jak z moich obserwacji wynika, niewielu się to udaje.

Co jest smutne? Że problem nadmiernego kombinowania dotyczy nawet moich ukochań, czyli teraz mocno skrótowo będę się pastwić nad wspaniałym "Sherlockiem" BBC. Trzy sezony po trzy odcinki według stałej reguły dwóch mocnych i jednego słabego... Chociaż sezon drugi trochę z tym schematem zawalczył, kiedy "Pies Baskerville'ów" w sumie słaby nie był, po prostu nie aż tak dobry. Ale trzeba pochlić głowę nad geniuszem i napięciem sezonu drugiego.

Robisz to źle!
Zatem przejdźmy do trzeciego, którego pierwsze dwa odcinki były jak najbardziej zacne, a trzeci sam sobie strzelał w kolano. Żeby serial tej klasy zboczył w kierunku, który przyprawia Liritio o nadmierne użycie brzydkich słów i ogólny stan "what the fuck?". Nieładnie.
T był w ogóle nieciekawy koncept, tak rewelacji z żoną Watsona (przekombinowane, ot co! Mafijny mąż pani Hudson - to zabawne, Mary jako była agentka CIA... To bezsensowne i nudne), jak i wątku Magnussena. Niestety, o ile Magnussena można łatwo pozostawić w tyle, Mary musi być pisana konsekwentnie.
A przede wszystkim, jeśli zatrudnia się któregokolwiek Mikkelsena w tak dobrym serialu, jakim jest "Scherlock", trzeba jeszcze mieć jaja, żeby go odpowiednio wykorzystać.
Jak widzicie, Liritio jest bardzo trzecim odcinkiem trzeciego sezonu zniesmaczona, bo temat rozwlekła, a miał być w sumie dygresją.

Podsumowując: twórco drogi, nie kombinuj! Szczególnie, kiedy odcinasz kupony.