Chociaż zarzekam się, że nie przepadam za starymi filmami, cóż... Troszkę kłamię. A dokładniej, mocno uogólniam.Jest bowiem jedna rzecz, której bardzo mi brakuje w dzisiejszym kinie, elegancja. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie? Zaginęła gdzieś po drodze, mniej więcej w latach 90tych, z tego co się orientuję, ale i tak już wtedy ledwo zipała.
Tak naprawdę podejrzewam, że spakowała się i uciekła, razem z amantami, szeryfami i damami kina, razem z Carym Grantem i Deborah Kerr, Avą Gardner i Sinatrą. Trochę tą uciekinierkę rozumiem, któż by chciał zostać, kiedy Sinatry już nie ma?
Najwyraźniej w 1945 roku nawet zdrady były eleganckie. Alec i Laura spotykają się w sposób jak najbardziej zwyczajny, w dworcowej kawiarni. Potem po raz kolejny, na rogu ulicy, potem w zatłoczonej restauracji... Ile trzeba aby z przypadkowej znajomości zrodziło się uczucie? "Spotkanie" przekonuje mnie, że niewiele, rozmowa, dwie, nagle ktoś kogoś kocha. I tak oto w każdy czwartek o 12.30 Laura czeka na Aleca pod szpitalem, kradną kilka godzin dla siebie, żeby potem wracać do domów, do w miarę satysfakcjonującego życia, które nagle przestało wystarczać.
"Spotkanie" jest historią niespełnionego romansu dwojga ludzi, którzy poznają się zdecydowanie zbyt późno, kiedy wszystkie dotychczasowe zobowiązania uniemożliwiają im wspólne życie. Prostota ich znajomości staje się smutna, gdy dodać do obrazka rodzącą się miłość, która musi zadowolić się spotkaniami raz w tygodniu na obiad, film i spacer. I te wyrzuty sumienia, które psują radość, czynią ją niepełną. I kontrast, jakim jest inna para tego filmu, hałaśliwy zwiadowca stacji i jego wieczne flirty z prawie groźną właścicielką dworcowej kawiarni. Oni nie boją się przyłapania na gorącym uczynku, nie rzucają czasem trwożliwych spojrzeń wkoło, nie okłamują męża i żony, kiedy spóźniają się na pociąg.
Film jest złożony ze scen w powtarzających się sceneriach dworca, kina, podmiejskiego krajobrazu z rzeczką i mostem, a Laura i Alec szybko dochodzą do wniosku, że ich znajomość zasługuje na tylko jedno zakończenie. Gdzież tu elegancja, poza faktem, że w każdej scenie noszą kapelusze? W powściągliwości, w spokojnym uśmiechu, w braku wulgarności.
"Spotkanie" zostało nakręcone na podstawie sztuki Noela Cowarda, a jeżeli jest coś, co łączy wszystkie jego sztuki ze sobą, to ostry dowcip dialogów. Również "Spotkaniu" ciętych linijek nie brakuje, ale wymagają one wsłuchania się w tekst, wymagają odkopania spod nastroju rezygnacji. Chociażby moment, który mnie zbił z nóg, czyli scena, w której mąż Laury rozwiązuje krzyżówkę, kiedy "romans" zgadza mu się z "delirium". To tylko jeden z wielu żartów równie słodko-gorzkich, co romans Aleca i Laury i jeden z wielu dialogów, który mocno zapada w pamięć.
Oczywiście rok 1945ty, kiedy wojenne wyrzeczenia były świeżo pamiętane, a "Spotkanie" miało swoją premierę, nie sprzyjał historiom o łapczywych kochankach, którzy wszystko mają za nic i dają się ponieść namiętności. "Spotkanie" to może też trochę nachalny triumf moralności, która przeżywa w tej historii króciutki upadek, ale przecież finalnie otrzepuje zakurzone ciałko i wraca, niech żyje moralność.
Ale czy na pewno? Czy ostatnie sceny, to rzeczywiście triumf moralności? To już będziecie musieli zdecydować sami.
Na pewno "Spotkanie" jest jednym z wielu spojrzeń na temat zdrady jako takiej, spojrzeniem krótkim i szczerym, które mnie chwilowo pasuje.







