Niczego. Gwiazdkowego cudu.
Pierwszy raz od kilku lat nie obejrzałam Gali i może odrobinkę żałuję. Ale inne sprawy się nałożyły, jednak zarwać noc niedzielno-poniedziałkową to pewne wyzwanie, kiedy potem trzeba przeżyć ten niespecjalnie uroczy dzień tygodnia.
Trochę za to poczytałam o rozdaniu - szkoda, że nie widziałam Dujardina na scenie. I psa, szkoda, że nie widziałam psa na scenie.
Inna sprawa, że za dużo "Artysty" wkoło, za dużo. Zapewne kiedy w końcu obejrzę film Hazanaviciusa, uznam go za twór świetnie zrobiony, uroczy i wszelkich nagród godzien. Ale to w przyszłości, na razie czuję przesyt "Artystą", chociaż od napisów początkowych dzieli mnie jeszcze trochę czasu.
Natomiast zgadzam się ze stwierdzeniem przeczytanym w jednym z podsumowań tegorocznych Oscarów, a dokładniej tutaj.
Jakiego wrażenia "Artysta" by nie robił, faktycznie wydaje się przynajmniej nie być równie mało istotny i jednorazowy, co zeszłoroczny "King's Speech". O tym filmie swoje zdanie miałam i po (całkiem niedawnym) obejrzeniu, nadal mam takie samo. Hooper zrobił dobry film, aktorsko "King's Speech" jest świetny, ale Oscar za film roku i reżyserię jest pomyłką.
Tutaj oscarowy triumf "Artysty" przypomina mi nieco "Chicago" sprzed kilku lat - nie porusza świata w posadach, ale zapewne ma tę samą moc czarowania widza i długo nie daje o sobie zapomnieć. "Chicago" było mistrzowsko wykonanym filmem, drapieżnym i bardzo dynamicznym. "Artysta" (z tego co rozumiem nie oglądając filmu) podbija serca wdziękiem, zmrużeniem oka i przywracaniem magii do kina XXI wieku. Filmy ciekawe nadal kręcą, a jednak tej "magii" często mi brak.

Na koniec, w ramach życzeń i cudów:
Chciałabym, żeby kolejny rok był ciekawszy.
I żeby nominowano jakąś bardzo piękną piosenkę. Ba! Żeby w jakimś filmie zaśpiewano jakąś piękną piosenkę, którą będzie można nominować.
I jeszcze jedno, czy Depp mógłby ponownie zagrać rolę-nokaut i dostać w końcu Oscara? Od lat zżera mnie ciekawość, co też by na to powiedział.
Ale na razie nie zapowiada się.
W ramach przywracania magii kina i podtrzymania zeszłorocznej oscarowej tradycji, którą zaczynam nazywać tradycją z dniem dzisiejszym - do tej chwili nie sądziłam, że mogę sobie wydumać jakąś blogową tradycje, a tu proszę, jest radość - Burt Bacharach musi być.
Bacharach, Hal David, Michael Caine, Lewis Gilbert, "Alfie". Ot i magia kina wróciła.