
A wystarczy odwiedzić Pie Hole i lato wraca, o ile nie do miasta, to przynajmniej na chwilę do Was.
Oficjalnie ogłaszam "Pushing Daisies" najbardziej pachnącą słońcem produkcją, jaką w ramach seriali widziałam. Na ile serial może pachnieć czymkolwiek :) Chociaż "Pushing Daisies" ma wiele wspólnego również z wąchaniem kwiatków od spodu.

Tak do Neda dołącza Chuck - śliczna, zupełnie mi nieznana Anna Friel - jego pierwsza, młodzieńcza (bardzo) miłość. Kim byłby zakochany mężczyzna, z własnej woli posyłając ukochaną z powrotem do grobu? Ale skoro Chuck ożyła, ktoś inny musiał umrzeć, w przyrodzie najważniejsza jest równowaga!
Chodzące zwłoki, zombie, ponownie żyjący... Z semantyką problemy ma Emerson, biznesowy partner Neda. W efekcie określa Chuck prosto, jako "The Dead Girl".
Chociaż w robienie ciast Ned wkłada sporo serca, głównie ożywiając zgniłe owocki, nie jest to wybitnie intratne zajęcie. Co innego łowienie nagród oferowanych za znalezienie zabójcy... Tak oto Ned i Emerson pracują razem, a Emerson oddając się robieniu na drutach pokonuje stres związany z żywą/martwą/ponownie żywą Chuck.

Poza fantastyczną trójką z kostnicy - chłopak od ciast, chodzące zwłoki i czarująco dobierający koszule detektyw - wkoło Pie Hole kręci się grupka postaci pobocznych.
Olive, mała kelnereczka zakochana w Nedzie (w tej roli Kristin Chenoweth, uwielbiam ją :) złośliwy skrzacik z wielkim głosem.
Dwie ciotki Chuck, czyli pełne ograniczających je fobii Darling Mermaid Darlings na emeryturze.
Mój faworyt, pracownik miejscowej kostnicy, obsesyjnie dba o miękkość dłoni. I pieniądze na czynsz.
Objazdowy sprzedawca antydepresantów, który nigdzie nie jeździ (przez pewien czas).
I wiecznie żywy pies, który nigdy nie dotyka swojego pana.

Każdy odcinek to całkiem nowe morderstwo do rozwikłania, a niecodzienna umiejętność Neda zwykle pomaga w zdobyciu jedynie pierwszej wskazówki. Serial prawie że proceduralny :)
"Pushing Daisies" ma tylko dwa sezony, a szkoda. Dwadzieścia dwa odcinki to tak mało, chciałabym móc oglądać dalej, ale "Pushing Daisies" niestety nie jest serialem, do którego prędko można wrócić ze świeżym spojrzeniem. Feeria barw i specyficzne dialogi mocno zapadają w pamięć.
A było pięknie... Morderstwo hodowcy psów - bigamisty. Albo bałwan z trupem ukrytym pod śniegiem, każdego dnia nowy. Bliźniaczy właściciele domu pogrzebowego aka hieny cmentarne ze sporą nadwagą. I związek zawodowy klaunów, i tajemnicza śmierć truflowej zakonnicy, i morderstwo wśród producentów miodu... Jest nawet odcinek z jeźdźcem, z głową co prawda, ale i tak jest fajnie.

Nie zrozumcie mnie źle, sama jestem oczarowana tym serialem, pierwszym sezonem dosłownie się zachłysnęłam, oglądałam codziennie nowy odcinek, czasem dwa. Wciągnęłam w szaleństwo też C., który po pytaniu "co to za szalona kobieta bez oka?", tak samo jak ja dał się zahipnotyzować i oglądał już do końca ze mną.
Ale dostrzegam pewien problem serialu: kiedy minął pierwszy zachwyt i oszołomienie czymś tak... innym, stało się oczywiste, że im dalej w las, tym mniej twórcy mają pomysłów na zwroty akcji. W drugim sezonie brak jakiegoś haczyka, na który łapałby się widz, który zmuszałby go do powrotu, do oczekiwania, do wykrzykiwania "i co dalej?!"

Ale nic nie jest doskonałe, a powyższe wady są prawie nieistotne, kiedy okazuje się, że niektóre z odcinków zaczynają się wierszowanymi retrospekcjami do dzieciństwa Neda. Wierszowanymi!
"Pushing Daisies" może chwilami znużyć, ale szkoda to całkiem ominąć, bo była to świetna zabawa. I na chwilę powracało lato.

3 komentarze:
:) znam ten serial i chyba widziałem wszystko :) ale to już ma kawał czasu - 2-3 lata chyba? jak na seriale to sporo. Ale i tak masz rację - miło do niego wrócić. Niewiele jest tego typu produkcji - klimatyczne, zwariowane, jednoczesnie pełne czarnego humoru i jakiejś dziwnej optymistycznej lekkości :)
sposoby jak by sie tu dotknąć np w samochodzie powalające...
Oglądałem cały pierwszy sezon, drugi już tylko we fragmentach. Serial od początku zachwycił mnie oryginalnością. Wydawało mi się, że formuła serialu kryminalnego już się wyczerpała i nic mnie już nie zaskoczy, a tu proszę - rozwiązywanie zagadek morderstw nigdy wcześniej nie było tak kolorowe, zabawne i pomysłowe :) Klimat jest powalający, aktorzy charyzmatyczni - też uwielbiam Kristin Chenoweth :).
przynadziei, tak, na pewno "Pushing Daisies" to nie jest nowość na ekranach tv :) ale ja sobie zakupiłam ostatnio płytę z tym serialem w ramach przepędzania ulicznej szarości - wyszło nieźle :)
mnie też urzekały takie uroczo dziwne pomysły scenarzystów, jak np. taniec w tych białych skafandrach pszczelarzy... "dziwna, optymistyczna lekkość" to celne podsumowanie :)
Peckinpah, Kristin rządzi :)
a na "Pushing Daisies" trafiłam w momencie całkowitego znudzenia innymi produkcjami typu "White Collar", które są coraz bardziej monotonne, więc zadowolenie z "Pushing Daisies" było podwójne :)
Prześlij komentarz