środa, 19 października 2011

"Perswazje". Jane Austen, Roger Michell i inni.

Poniekąd zaczęłam produkować się serialowo, ale że podczytuję sobie ukradkiem wykłady Nabokova o literaturze (najbardziej ten o Stevensonie), przypomniałam sobie o kolejnej książce, o której dotąd nie napisałam.
"Perswazje", tak.

Jeżeli chodzi o Jane Austen, naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego po przeczytaniu prawie każdej z jej książek, tak stanowczo sama sobie odmawiałam lektury tej ostatniej, "Perswazji". Zacięłam się po prostu, nie chciałam tego czytać, miałam złe skojarzenia albo co... Do czasu.

Mam wrażenie, że "Perswazje" najbardziej odbiegają od utartych ścieżek Austen, mniej lub bardziej innymi jej książkami wydeptanych. Historia poprowadzona jest zdecydowanie inaczej, odwrotnie i z pętelką :)
Anna i kapitan Wentworth już zdążyli się pokochać, zdążyli również rozstać się i po latach spotkać ponownie. To są inni bohaterowie, dojrzalsi, niekoniecznie mądrzejsi, ale na pewno spokojniejsi, jakby ich charaktery zostały ujarzmione przez czas.

Przyjemnie śledziło się owo powolne "odżywanie" Anny, kiedy stara miłość zjawiła się na progu. Nieśmiałe marzenia, stopniowo przeradzające się w nadzieję. I kapitan Wentworth, podobnie jak Anna ułomny, kiedy przychodzi do sięgania po swoje. Ona zahukana, on już zbyt dumny.
Polubiłam tę dwójkę i ich niezgrabne dążenie do realizacji swoich pragnień. Powinni gasnąć przy całej tej znamienitej galerii z powieści Austen, tej porażająco bystrej Elżbiecie i tak fantastycznie wyniosłym, pociągającym panu Darcy. Przy tej do bólu poświęcającej się Elinor, na którą i tak czeka wielka miłość, przy Emmie obdarzonej wszelkimi zaletami, przy Knightleyu, który zawsze ma rację...
Ale nie, dzisiaj to Anna i Wentworth stają mi się najbliźsi, ona niespecjalnie piękna, niespecjalnie elokwentna, niespecjalnie odważna... I Wentworth, w teorii wspaniały, dzielny kapitan, a w praktyce obrażony na zadrę w sercu sprzed wielu lat, niezbyt szczęśliwy, odrobinę oschły mężczyzna, który budzi zachwyty prowincjonalnych gąsek.

Rozkochałam się też w drobnych smaczkach "Perswazji", w ojcu Anny, panu Elliot, mocno ograniczonym, zakochanym w sobie człowieczku. W jej starszej siostrze, Elżbiecie, jeszcze pięknej, ale już skwaszonej nieuchronnie nadchodzącym staropanieństwem. I w młodszej siostrze, hipochondryczce, równie egocentrycznej co wszyscy Elliotowie. Poza Anną.

Należałoby teraz dać kolejną szansę "Mansfield Park", może to, co kiedyś wydało mi się nudne, dzisiaj stałoby się rozkoszne?

Roger Michell, którego pierwszym filmem były "Perswazje" (1995y rok), przepięknie podołał zadaniu i mogę bez wahania stwierdzić, że jest to moja ulubiona ekranizacja spośród wszystkich filmów stworzonych na podstawie Austen. Ma zdecydowanie większy rozmach, niż telewizyjna "Emma" emitowana rok później, przy jednoczesnym braku hollywoodzkich zagrywek, czego o wielu z tych ekranizacji powiedzieć niestety nie można. I obsada jak marzenie, moje serce podbiła Sophie Thompson w roli wiecznie jojczącej Mary...
Ale uczciwie przyznam, że Amanda Root w roli Anny pobiła resztę na głowę. Idealna jako zawsze spychana na margines kobieta, która po latach napotyka szansę na naprawę błędu młodości i postawienie na swoim. Ona rzeczywiście z każdą sceną rozkwita. A partnerujący jej Ciaran Hinds dotrzymuje kroku rolą Wentwortha, który w jego wykonaniu jest skryty, czasem gwałtowny i na pewno nie ma charakteru niczym kryształ.

Do czego bym się mogła przyczepić? Odrobinę nieładnie sportretowano pana Elliota, aż karykaturalnie. I nie trafiono z Lady Russel, jakby przez cały film odtwórczyni roli nie mogła się zdecydować, czy woli zagrać omylną, ale oddaną przyjaciółkę, czy zaślepioną konwenansami mentorkę Anny.

Ale ekranizacja Michella ma ogromne zalety.
Zdjęcia, bardzo malownicze, spokojne kadry, zręcznie połączone z równie spokojną, subtelną, piękną ścieżką dźwiękową. Taka oprawa podkreśla delikatny charakter, cichej, wygniecionej czasem historii miłosnej, która toczy się bez słów, w tle. Pasuje do tego uwaga, z jaką potraktowane zostało pokazanie drobnych gestów znaczących tak wiele. Ale to też jest przeprowadzone oszczędnie i z wdziękiem, bez szafowania "ukrywanymi" emocjami, które bohaterowie mają pokazywać bez słów. A tak właśnie przeszarżowano nieszczęśliwie w innym filmie.

Ekranizacje "Perswazji" widziałam dwie, najpierw tę z 2007 roku (reż. Adrian Shergold), którą uważam za straszną i zdania nie zmienię. Za dużo gapienia się w ściany, za słaba Sally Hawkins, kapitan Wentworth sportretowany przez blond niebożę, ciągle jakby się dziwił, że jest w każdej swojej scenie.
I naprawdę zbyt dużo gapienia się...
Może jest o kwestia złego scenariusza, może kiepskich zdjęć, ale uświadomiłam sobie jak strasznie pokazane jest "przeżywanie" owej pary Hawkins/Penry-Jones, kiedy znacznie później obejrzałam wersję Michella. Ani jednego taniego dramatyzmu! Tam gapienie się jest majstersztykiem. I żadnych biegów po Bath - solą w mym oku stanęło owo miotanie się Anny/Sally Hawkins, już całkiem psując jakiekolwiek pozytywne wrażenia.

Ewentualny zarzut, że jestem stronnicza ponieważ szczerze nie znoszę i dostaję agresji na widok Sally Hawkins, natomiast uwielbiam Ciarana Hindsa, cóż... Przyjmę z pokorą, nie wyprę się, ale ewentualną stronniczość własną mam w nosie.

18 komentarze:

onaczytawszedzie pisze...

Ja uwielbiam styl Jane Austen, na pewno pryz ocenianiu jej ksiażek nie jestem obiektywna. Nie widziałam ekranizacji z 2007 roku, muszę nadrobić, no chyba że rzeczywiście nie jest najlepsza wtedy wyłączę, żeby nie psuć sobie wrażeń :)

Claudette pisze...

A ja nie czytałam żadnej książki Austen. Wiem, że to wprost niemożliwe i pewnie też niewybaczalne, ale nigdy nie było mi z nią po drodze.

Teraz postanowiłam naprawić swój błąd. Po "Perswazje" również mam zamiar sięgnąć i liczę na zajmującą lekturę.

Maniaczytania pisze...

Liritio - lejesz miód na me serce, którym "Perswazje" zawładnęły już dawno temu, a zwłaszcza ekranizacja z Amandą i Ciaranem - ten film jest w zasadzie idealny! Ta nowsza ekranizacja jest straszna, w ogóle mi się nie podobała, a już to "blond-niebożę"! (świetne określenie dla niego znalazłaś ;)). Do pięt nie sięga Hindsowi, który pasuje doskonale do Wentwortha - marynarza, żołnierza, troszkę "dotkniętego" życiem.

A, i nie wybaczę nigdy twórcom nowszej wersji, że nie wstawili sceny w listem!!!

Beata Woźniak pisze...

Kocham książki Jane Austen, a ekranizacje uwielbiam:)dobrze, że przypominasz:) pozdrawiam

liritio pisze...

Jusssi, nigdy nie wiadomo co komu bardziej przypasuje... ale nie, jednak polecam wcześniejszą ekranizację :)

Claudette, a tam niewybaczalne, się nie złożyło i tyle :) Po "Perswazje" sięgaj, jak najbardziej, razem z innymi jej książkami, jako że ile osób, tyle preferencji, jeśli chodzi o Austen.

liritio pisze...

Maniaczytania, cieszę się bardzo :) Fakt, "Perswazje" to film "w zasadzie idealny", chociaż zapewne wiele osób przyczepiłoby się do powolnie toczącej się akcji. Wersja nowsza 07 jest naprawdę znacznie gorsza, nie tylko o obsadę chodzi. Te wszystkie niedorzeczności (typu bieganie po Bath)... I brak sceny z listem, karygodne! Pozdrawiam :)

Montgomerry, książki Austen kocham... hm, wybiórczo. Ekranizacje również wybiórczo, od niektórych zęby bolą. Ale też wiem na pewno, że poszukując filmu, w braku natchnienia, ekranizacja Austen to zawsze pewniak :)

Ysabell pisze...

"Perswazje" są w tym momencie moją ulubioną spośród powieści Austen, więc podzielam zachwyty. Zachwyty starą ekranizacją też podzielam, a nowa mi aż tak nie przeszkadza, chociaż faktycznie dużo słabsza.

Za to co do "Mansfield Park", mogę powiedzieć, że ja pokochałam te książkę dopiero po drugim (albo nawet trzecim) przeczytaniu. Wcześniej podobała mi się średnio, a teraz jest w moim rankingu chyba na trzecim miejscu i podoba mi się ogromnie... Więc zawsze możesz spróbować ponownej lektury, może też zmienisz zdanie. :)

Madika pisze...

O, a ja nawet nie wiedziałam, że istnieją aż dwie ekranizacje Perswazji. Koniecznie muszę nadrobić, chociaż moją ulubioną po wsze czasy jej książką jest "Duma i uprzedzenie", a ekranizacją - serial z 1995 r.

liritio pisze...

Ysabell, pamiętam z Twojego komentarza pod wpisem o "Emmie", że "Mansfield Park" bardzo Ci się podobał - wtedy o tym nie myślałam, ale niedawno doszłam do wniosku, że może kolejna próba nie byłaby głupia :) W sumie zanim "Duma i uprzedzenie" naprawdę zaczęłam mi się podobać, też ją kilka razy przeczytałam.

Lilybeth, nadrabiaj, warto :) "Duma..." przez długi czas i moją była ulubioną książką Austen, ale jednak teraz chyba wolę "Perswazje"... A może po prostu już zbyt wiele razy "Dumę i uprzedzenie" przeczytałam.

Ysabell pisze...

Wiesz, ja też długo najbardziej lubiłam "Dumę...", a teraz zmieniło mi się na "Perswazje", więc czytaj "Mansfield Park" koniecznie. Zwłaszcza, jeżeli masz wydanie z przedmową (i w tłumaczeniu) p. Przedpełskiej-Trzeciakowskiej. Ta przedmowa, pamiętam, bardzo pozytywnie mi wpłynęła na rozumienie książki.

Agnes pisze...

"Perswazje" czytałam tak dawno, że już nie pamiętam. No i nie opisałam ich na blogu, więc wrażenia uciekły gdzieś.
Ale "Mansfield Park" opisałam http://mcagnes.blogspot.com/2009/07/mansfield-park-jane-austen.html i wiem, że podobały mi się postacie - dobrze opisane, z głębią, starannie.

liritio pisze...

Ysabell, swojego nie mam, ale jak będę pożyczała to zwrócę uwagę na tłumacza.

Agnes, ja "Mansfield Park" właściwie lepiej pamiętam z ekranizacji, która mi się nawet podobała, niż z książki, ale oba poznawałam ponad dziesięć lat temu... Chyba warto wrócić, sprawdzić, czy coś się nie zmieniło :)

przyjemnostki pisze...

"Perswazje" czekają na mnie kupione za smieszne pieniądze w jakimś supermarkecie. Klasykę się strasznie traktuje w dzisiejszych czasach - upycha po koszch z wyprzedażą obok przecenionych rajstop... Powinni być eksponowane w każdej księgarni z wielkim napisaem "CZYTAĆ!!!!!" ;)
To jedyna książka Jane Austen (razem z "Mansfield Park"), która wiecznie na mnie czeka. Te ksiązki mają opinię "najsłabszych" w dorobku Austen i strasznie niemądrze postępuję kierując się opinią innych ludzi. W najbliższej przyszłości postaram się znaleźć czas na "Perswazje" :)
Dziękuję, że o nich napisałaś!

P.S. Też nie znoszę gry Sally Hawkins. Niby nic mi kobieta nie zrobiła, a irytuje niesamowicie ;]

Claudette pisze...

Lirito, a od czego zaczynałaś czytanie Austen? Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?
Troszkę zielona jestem w tej kwestii i do tej pory chciałam czytać chronologicznie, ale z drugiej strony nie wiem, czy to dobry pomysł, bo domyślam się, że są powieści lepsze i gorsze - nie chciałabym na początek trafić na te najlepsze, by stopniować napięcie ;)

Maniaczytania pisze...

Claudette - to najlepiej zacznij od "Opactwa Northanger", a "Perswazje" zostaw na koniec!

liritio pisze...

Przyjemnostki, "upycha po koszach z wyprzedażą obok przecenionych rajstop...", prawda, a w księgarniach wcale nie jest lepiej, co prawda książki stoją ładnie na półkach, ale raz na ruski rok zobaczę w ekspozycji coś innego, niż aktualny hicior zachodnich nastolatek i najnowszy kryminał ze Szwecji.
Jeżeli chodzi o "najsłabsze" książki Austen, moje typy są jednak inne, chociaż "Mansfield Park" nie podobało mi się kiedyś, teraz może zmienię zdanie. W ogóle z Austen ciężko mi stwierdzić, która z tych książek jest rzeczywiście najsłabsza, mogę najwyżej swoje preferencje wymienić.


Claudette, ja zaczęłam od "Dumy i uprzedzenia", ale miałam wtedy mało lat i ledwo przebrnęłam, chociaż później bardzo długo była to jedna z moich ulubionych książek w ogóle. Potem była "Emma" i "Opactwo...", wreszcie "Mansfield Park" i "Rozważna i romantyczna", a teraz niedawno dopiero "Perswazje". Od czego bym radziła zacząć? Od tej najbardziej znanej, czyli jednak "Dumy i uprzedzenia", która podoba się chyba wszystkim bez wyjątku czytelniczkom Austen :) do innych jej książek zawsze znajdzie się ktoś na nie, a najlepsza też różnie jest wybierana. Ja np. nie znoszę "Rozważnej i romantycznej", a "Opactwo Northanger" uważam za zabawną wariację na temat romansu. Jak kto lubi :) Tylko może od "Emmy" nie zaczynaj, to chyba jej najbardziej powolna książka (żeby nie powiedzieć "nudna" :)

Magda pisze...

nie widziałam jeszcze ekranizacji, ogólnie jakoś wypadła mi ta książka z pamięci, chyba muszę do niej wrócić :)

liritio pisze...

Magda, ja bym zachęcała :)

Prześlij komentarz