wtorek, 12 maja 2009

"Biały Tygrys", czyli siedem nocy złośliwości.

Trochę czasu upłynęło, odkąd czytałam książkę, która by mi się aż tak podobała. Ostatnio jakoś nie mam szczęścia i trafiam na lektury może nie średnie, ale bez rewelacji. O wiem, już dawno (ostatnie było chyba „Sercątko”) nie czytałam książki, od której nie mogłam się po pewnym czasie oderwać. To chyba najlepsza reklama, jaką mogłam napisać, teraz właściwie powinnam postawić kropkę i tyle. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie napisała czegoś więcej.
Tytułowy Biały Tygrys to jeden z przydomków głównego bohatera, który nie ma imienia. Większość nazywa go Balram i ów Balram pisze list do chińskiego premiera. Szczególny list, w którym opisuje swoją historię, na przykładzie której ilustruje rzeczywistość Indii.
„Myślę Ekscelencjo, że ja też powinienem zacząć od złożenia pocałunku na dupie któregoś boga.
Którego zatem? Bo jest naprawdę duży wybór.
Muzułmanie mają jednego.
Chrześcijanie trzech.
A hinduiści trzydzieści sześć milionów.
W sumie mogę więc wybierać spośród 36 000 004 boskich dup.”
Złośliwy, sarkastyczny, prześmiewczy i trochę zgorzkniały. Mnie rozbroił sposób, w jaki Adiga pokazał Indie. Chcąc nauczyć premiera Chin przedsiębiorczości, Balram odkrywa całe zepsucie i korupcję bogatych i prawie że genetycznie dziedziczoną służalczość całej reszty. Czy ma za złe światu, że historia jego życia zaczęła się tak, a nie inaczej? Że nie miał szansy na edukację, na poznanie świata, na godność płynącą z posiadania pieniędzy, które ratują ludzi przed błaganiem. Chyba nie, Balram jest cynicznie nastawiony do świata i ma ogromny dystans do siebie. Zrobił to, co zrobił, wyszło jak wyszło i wie, że ma szczęście, że znalazł w sobie siłę na zmianę własnego losu. Że ze sługi zamienił się w pana. A całe swoje dotychczasowe życie opowiada, wyśmiewając innych i samego siebie za tak długi czas przynależenia do tych „innych”.
Indie Białego Tygrysa to trochę śmiech na sali, ale z drugiej strony jedynie koszmarny poziom życia większej części społeczeństwa (nie ma to jak żyć w kraju trzeciego świata) oddziela jego kraj od rzeczywistości Zachodu. My mamy wodę w kranie i szkoły dla małych dzieci, reszta jest w miarę podobna. No dobra, trochę może przesadzam.

„Ha!
Prądu nie ma.
Kran – popsuty.
Dzieci – za szczupłe i za niskie jak na swój wiek, o wielkich głowach, w których oczy błyszczą tak wyraziście, jak wyraźnie nieczyste jest sumienie rządu Indii.
Tak, typowa rajska wioska, panie Jiabao. Muszę kiedyś pojechać do Chin i zobaczyć, czy wasze rajskie wioski są lepsze.”
Ponieważ ja uwielbiam w książki, w których pojawia się kilka elementów, dystans bohatera do świata i samego siebie, ironię, wręcz wyśmiewanie rzeczywistości, dużo nowych informacji na temat, o którym wcześniej nie miałam pojęcia i główny bohater, którego rozumiem, „Biały Tygrys” jest książką dla mnie idealną. Chociaż nie znam reszty nominowanej w tym roku do nagrody Bookera, mogę z łatwością uwierzyć, że Adiga naprawdę na tę nagrodę zapracował.

„Więc jeśli Pana kierowca kartkuje „Tygodnik o Morderstwach”, proszę zachować spokój. Nic Panu nie grozi. Wręcz przeciwnie.
Robić w portki trzeba wtedy, Panie Jiabao, kiedy kierowca zaczyna czytać o Gandhim albo Buddzie.”

0 komentarze:

Prześlij komentarz