Księżniczka rosyjska o niemieckich korzeniach, Katarzyna Sayn - Wittgenstein, rozpoczyna drugą część swojego dziennika w sierpniu 1914 roku, w rodzinnej posiadłości w Bronicy. Nie zdaje sobie jeszcze wtedy sprawy z nadchodzących rewolucji i gwałtownym zwrocie w jej życiu, podobnie jak reszty arystokracji rosyjskiej. Fragmenty dziennika, którego pierwszy zeszyt zaginął, kończą się w styczniu 1919 roku, a po drodze Europa wywraca się do góry nogami, czego niezwykle szczegółową relację od strony rosyjskiej znalazłam właśnie w jej dziennikach. Ta całkiem obfita lektura oferuje pokaźną dawkę historii politycznej, terytorialnej i przede wszystkim społecznej. Oj tak, o społeczeństwie rosyjskim Katarzyna napisała wiele. I chociaż jeszcze rok 1914 czyta się z lekkim uśmiechem, który zwykle pojawia się na twarzach przy przeglądaniu kroniki towarzyskiej (faktycznie początek tego dziennika jest wybitnie w stylu, który może przywodzić na myśl samo wspomnienie dwudziestoletniej księżniczki rosyjskiej - przyszła wojna i niestety mniej przedstawień grają w teatrze), ale z czasem panienka się rozkręca i „normalnieje", a jej dziennik zaczyna być naprawdę interesującym zapisem tych ciężkich lat.
Dodam jeszcze, że jedyną wadą książki jest może zbyt duża szczegółowość w opisywaniu rosyjskiej polityki, ja kilka razy musiałam się posiłkować Wikipedią, kiedy nasza księżniczka rzucała nazwiskami, ale jak na książkę historyczną nie było nawet źle. Ot, opisywała swoją rzeczywistość - a nie brak jej było przenikliwości i inteligencji. Dzięki formie dziennika czterysta stron o bolszewickiej rewolucji się nie dłuży, a uczucia panny Wittgenstein wpływały też na mnie - szczególnie jej zimna wściekłość na ruch robotniczy i rewolucję. Chcecie zrozumieć monarchistów? „Koniec mojej Rosji" jest idealnym źródłem wiedzy na ich temat. Szczególnie, że dziennik Katarzyny Sayn - Wittgenstein zwrócił mi uwagę na szczegół, którego nigdy nie brałam pod uwagę, jeżeli chodzi o historię jakiegokolwiek innego kraju poza naszym. Mianowicie fakt, że dla tej rosyjskiej arystokracji (i pewnie nie tylko arystokracji) rewolucja bolszewicka i dezercja wojsk była strasznym ciosem, oznaczała upodlenie i pohańbienie tak potężnego przecież kraju, na całym świecie. To też w jej dzienniku zajmuje wiele wpisów, rozpacz spowodowana upadkiem wielkiej Rosji i wstyd, tak wstyd, za swoich rodaków i przywódców.
Tak oto, po pełnym umiarkowanych zachwytów wpisie dodam zdanie oczywiste, że „Koniec mojej Rosji" - swoją drogą to bardzo dobry tytuł - polecam szczerze.
0 komentarze:
Prześlij komentarz