poniedziałek, 13 kwietnia 2009

"Walc z Bashirem", czyli o czym zapomniałeś, żołnierzu?

Oceniając „Walc z Bashirem” mogłam nie być obiektywna, bo oglądałam film na prośbę kogoś, kogo zdanie jest dla mnie zawsze bardzo istotne i kiedy od niego dowiedziałam się, że film jest bardzo dobry od razu byłam tak nastawiona. To, że po filmie nadal uważam, pomimo wielkich oczekiwań, że „Walc z Bashirem jest faktycznie niezwykły, może świadczyć chyba tylko na plus.

Po pierwsze ciekawą sprawą jest sama stylizacja „Walca z Bashirem”. Reżyser, Ari Folman przeprowadzał rozmowy z bohaterami filmu, kręcił ich, ale potem zamiast obrazu z kamery stworzył animację. O ile się nie mylę, tylko dwie postaci są fikcyjne, reszta to rzeczywiści ludzie i ich wspomnienia z 1982 roku, z walk w Libanie i w końcu masakry palestyńskich uchodźców. Ponieważ jest to dokument, mimo że animowany, nadal dokument, powinien przedstawiać wydarzenia bezstronnie i tak jest. Oczywiście strona „bezstronna” jest stroną izraelską, ale nie polega wcale na wykręcaniu się od odpowiedzialności. Folman przedstawia wspomnienia i fakty, jest rzetelny i stara się dotrzeć do problemu z każdej możliwej strony. A „Walc z Bashirem” jest doskonałym źródłem wiedzy o 1982 roku, o tym co na temat wojny z Libanem sądzili Izraelczycy, którzy służyli wtedy w armii (i nie tylko), młodzi lub trochę starsi ludzie z wojska.

Interesująca jest też sama część dotycząca wypierania traumatycznych wspomnień z 1982 roku, ale nie wiem, czy Folman miał zamiar poruszyć tę kwestię naprawdę, czy tylko posłużył się zanikami pamięci dla konstrukcji filmu. To jednak tylko na marginesie uwaga. Trochę filozofii nie przeszkadza, przeciwnie, przypomina, że to są prawdziwi ludzie, chociaż animowani. Sprawia, że widz się bardziej z nimi identyfikuje, niż kiedy trzymywałby tylko suche fakty. I wspomnienia pokazywane jako oddzielne animacje są znacznie bardziej przekonywujące, niż gdyby były czystym tekstem.

Dobrze, to teraz ocena w skrócie. „Walc z Bashirem” to świetny dokument. Kropka. A ja trochę nie umiem na jego temat pisać z sensem.

Robi niesamowite wrażenie i sądzę, że animacja tylko je zwiększa. Prawdą jest, że widzowie nie reagują emocjami na obrazki z wojny, które oglądają w co trzecim filmie. Nawet kiedy widzi się dokument, strzelanie, płacz, krzyki, krew, to wszystko jest odrealnione przez tony zalewających nas aktualnie produkcji i drugie tyle już nakręconych w przeszłości filmów. Nie wiem, jak to się dzieje, że animacja czyni przekaz filmu intensywniejszym, ale tak jest. Poza tym odnosi się nie tylko do 1982 roku, ale do położenia izraelskich żołnierzy, do ich prawdziwej egzystencji. Szczególnie tekst "do kogo strzelamy? nie wiem, strzelaj" idealnie podsumowuje życie w armi.

Jeżeli ktoś nie wie nic o masakrze z 1982 roku, polecam.
Jeżeli ktoś cierpi na brak dobrych filmów, polecam.
Jeżeli ktoś chce zetknąć się z izraelskim kinem, mentalnością i realiami, polecam.
A wszystkim innym polecam jeszcze bardziej.

0 komentarze:

Prześlij komentarz