Ale są również książki, których wcale nie wpisałabym na listę tych najlepszych, ani zapewne nie zabrała ze sobą na bezludną wyspę. A jednak wracam do nich, więcej, mam małą obsesję na ich temat. Czytam milion razy, jak już nie mogę po polsku, to w innych językach, chociaż już tylko przerzucam kartki, czytając co dziesiąte słowo, pozostałe dziewięć recytując z pamięci. I wcale nie zawierają jakichś ukrytych mądrości, które niezwykle by do mnie przemawiały. Nie niosą znaczącego przesłania i właściwie nie wiem, czy cokolwiek je łączy.
Jedną z nich jest "Dziesięciu małych Murzynków" Agathy Christie, co jest dziwne o tyle, że nie lubię Christie. Wcale. Denerwuje mnie jej schematyczność, dość ubogi styl i język, biało-czarny świat (chociaż pozuje na prawdziwy, to złudzenie, jej bohaterowie są jak z bajek, dobrzy, źli i brzydcy). I chociaż przeczytałam sporo jej książek w nastoletniej młodości, żadną nie byłam zachwycona.
Potem trafiło na "Dziesięciu małych Murzynków" i do dzisiaj nie mogę się od tej książki odczepić! Zaskakujące było to, że bałam się czytając ją po raz pierwszy, a nie miałam lat sześciu, tylko szesnaście (coś koło tego). Czego się w niej bać? To nie horror przecież, chociaż faktycznie, dziesiątka ludzi mordowana kolejno przez tajemniczego sprawcę jest niezłą podstawą dla takiego scenariusza. Nawet sporo ekranizacji powstało, ale obawiam się, że wszystkie kiepskie.

Zabawną sprawą jest natomiast obsesja na tle Murzynków - teraz już oficjalnie książka ma tytuł "I nie było już nikogo", to ostatnia linijka tego wierszyka o dziesięciu Murzynkach. Funkcjonuje także pod tytułem "Ten Little Indians", chyba jako najprostsze zastępstwo dla Murzynków, na których zbudowana jest fabuła książki. A mnie tylko zastanawia, czy ten tytuł naprawdę jest zbyt drastyczny? Bo mnie to pachnie małą bzdurą i dużym naciąganiem, ale może o czymś nie wiem? Pierwszym moim skojarzeniem z wierszykiem o dziesięciu małych Murzynkach jest "Horror blues", kojarzycie? "Po wodzie pływa babcia nieżywa..." i tak dalej.
W każdym razie tytuł pozamieniali, namotali, już sporo lat minęło, a ja nie zgadzam się, żeby ten wierszyk był w jakiś sposób obraźliwy. Czu poczulibyście się dotknięci tekstem: "Dziesięć małych Białasiątek jadło obiad w Białasiewie,
wtem się jedno zakrztusiło i zostało tylko dziewięć"?
Wątpię.
Odbiegłam od tematu.
"Dziesięciu małych Murzynków" wrosło we mnie na mur. Mam swoich ulubionych bohaterów, mam swoje zdanie na temat każdej strony tej książki i ciągle czytam ją na nowo. Mam swój zszargany egzemplarz (obfotografowany) znaleziony w sklepie z używanymi ubraniami lata temu, wyszperany z takiego kosza pełnego dziwnych składanek muzycznych z lat 90tych i Harlequinów. Tak swoją drogą, o tego typu łupach książkowych, niespodziewanych czy dziwnych, również można by dużo napisać. Ale to innym razem.
Co jest więc aż tak fascynującego w tej książce? Zabijcie mnie, nie wiem. Nie da się ukryć, że to całkiem dobry kryminał/dreszczowiec. Może profile psychologiczne aż tak przykuły moją uwagę? Może mroczna atmosfera? Nie mam pojęcia. Ale nadal z małym bananem na twarzy czytam "Dziesięciu małych Murzynków" i będę zapewne czytała tę książkę po wsze czasy.
Ale jeżeli nie znacie jeszcze "Dziesięciu małych Murzynków", do dzieła. W zanadrzu mam kilka innych książek, których manią chętnie się podzielę. Spora ich część jest bardzo znana (chociażby "Alicja w Krainie Czarów"), ale też takich zafiksowań nie spotkało mnie znowu aż tak wiele. Nie miałabym czasu na czytanie czegokolwiek innego, tylko wertowałabym na okrągło te same teksty. Przerażająca perspektywa.