piątek, 16 września 2011

"Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?", Philip K. Dick.

Wynurzeń na temat część pierwsza.
Druga pojawiła się znacznie później.

"Tak łatwo się poddajecie!", tak krzyczy książkowy Deckard, kiedy piękna kobieta prawie bez walki godzi się pochylić głowę i przyjąć kulkę z pistoletu. On jest łowcą, ona maszyną. On jeszcze nie wie, że jest to test, którego wynik ona już zna.

Czytam od czasu do czasu kolejną książkę P.K. Dicka i chociaż nie jestem jego wielką zwolenniczką, nie zaprzeczę, że miał zadziwiające pomysły, dobrze pisał i warto cokolwiek jego przeczytać. Na zasadzie spróbowania, poznania czegoś innego i może zadziwiającego.

"Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?" będąca podstawą sławnego "Blade Runnera" w reżyserii Ridleya Scotta, ma z nim mały związek. Zaskakujące.
Zawiera w sobie znacznie więcej wątków, niż film, powiedziałabym również, że jest znacznie bardziej przytłaczająca, bez szczęśliwego zakończenia, bez czegokolwiek szczęśliwego. Świat, w którym Rick Deckard poluje na androidy i pragnie prawdziwego, żywego zwierzątka, wpędza w depresję najtwardszych.
Najpierw, w wyniku powojennych zanieczyszczeń radioaktywnych i wszechobecnego pyłu, wyginęły zwierzęta. Teraz ofiarami radioaktywnego pyłu padają ludzie, kiedy degradują się ich mózgi i kolejne osoby otrzymują kategorię "specjala". Jest ich coraz więcej, a świat nieubłaganie zamienia się w wielki, zakurzony i zgniły śmietnik, w którym ludzie walczą o przetrwanie kolonizując Marsa. I, z tego co opowiadają androidy, są na tym Marsie bardzo samotni.

Androidy służą Dickowi do pobudzenia rozmyślań łowcy - Deckarda nad jego życiowymi celami, nad sensem dalszego działania. Jest opętany marzeniem o prawdziwych zwierzętach, może pomogłyby mu być człowiekiem?
Dla kontrastu Isidore - Specjal - również zestawiony z androidami odczuwa podobieństwo w odrzuceniu przez społeczeństwo "normalne", ale nie rozumie ich nieludzkiej postaci. Nie rozumie, czym jest robot, który prawie jest człowiekiem.

"Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?" jest przerażająco smutna. Tak, wszystkie książki Dicka są smutne, zapewne smutny był sam autor. Ale w "Czy androidy..." smutek dominuje, nie jest zagłuszany poplątanymi wyobrażeniami świata, tutaj nasz świat jest prosty i znacznie spokojniej przedstawiony.
Filozofia istnienia na każdej stronie. Smutek elektrycznych zwierząt, smutek kolonizacji Marsa, smutek androidów, smutek skrzynek empatycznych, smutek Przyjacielskiego Bustera, smutek, smutek, smutek. I chłam.
Jesteśmy skazani na samotność i stopniowe obrócenie się w niebyt, tak widzi to Dick.

I cóż, czy androidy marzą o elektrycznych owcach? Raczej nie.
Ale marzą o wolności, przetrwaniu, aczkolwiek głównie jednostkowym, jako że nie potrafią wykrzesać z siebie uczucia empatii. Kilku innych uczuć również. Androidy w wersji P.K. Dicka nadal są maszynami, mimo, że granica między nami, a naszymi skonstruowanymi replikami jest coraz cieńsza. A prace trwają i rodzą się obietnice, że w przyszłości powstanie model androida niemożliwy do odróżnienia od człowieka. Czy to faktycznie możliwe, żeby maszyna posiadła nasze wszystkie, te tragiczne i te piękne uczucia?
Na to pytanie, jak i na kilka innych, Dick nie daje odpowiedzi. Zostawia Deckarda w kurzu i ciszy zniszczonej planety Ziemi, żeby marząc o prawdziwej owcy, ropusze czy innej kozie zrozumiał, z czego wynika jego człowieczeństwo. I jak blisko tej cienkiej granicy człowieczeństwa są androidy.

Dobrze. "Blade Runner" to jeden z filmów, które niezmiennie umieszczam w czołówce ruchomej i czysto hipotetycznej listy "naj". A porównując film i książkę zaczęłam się porażająco rozpisywać, po czym uznałam, że na jeden raz to za dużo.
Będzie część druga.

5 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo lubię smutne powieści - jeszcze do tego ostatnio s-f przyciąga mnie jak magnes. Ten smutek jednak zrobił swoje...
Mój nastrój jest na absolutnym minusie, więc taka powieść - jak dla mnie, wymarzona.

Agnes pisze...

O jeju, jeju, ależ fantastycznie napisałaś o tej książce. Tak, że gdybym jej nie czytała, natychmiast bym ją sobie zamówiła gdzieś, gdziekolwiek, żeby przeczytać. Ale czytałam, film też oglądałam, książkę lubię (choć inna proza Dicka ma dla mnie dziwną właściwość, zapominam o niej niebawem po przeczytaniu), a film kocham. Wiem, że inny. Wiem, że to nie ekranizacja, to wariacja na temat. Ale JAKA wariacja...
Och i ach.

Mariusz Czernic pisze...

Z książek Dicka to czytałem głównie opowiadania i jedną powieść ("Ubik" - po prostu świetna) i mogę stwierdzić, że pisarz miał mnóstwo świetnych pomysłów. Tej o androidach i owcach nie czytałem, a film Scotta cenię, chociaż nie zaliczam do ulubionych. Bardziej podobał mi się "Total Recall" Verhoevena - to też nie jest typowa ekranizacja, tylko wariacja. Ale JAKA pomysłowa i zaskakująca :)

liritio pisze...

Beatrix73, to interesujące, czytać smutne książki w minusowym nastroju... zwykle spotykam się odwrotną zależnością na zasadzie poprawiaczy humoru :) ale jak komu pasuje, ta książka Dicka jest bardzo spokojna, nadaje się na melancholijne nastroje.


Agnes, dziękuję :) wzruszam się, naprawdę, niezmiennie się wzruszam.
Film jest fantastyczny, właśnie TAKI :) aż nie umiem stwierdzić, co lubię w nim najbardziej (okej, to kłamstwo, umiem stwierdzić, ale tak dla zaakcentowania jego fantastyczności udajmy, że nie ;).

liritio pisze...

Peckinpah, "Total Recall", z tego co pamiętam, podobał mi się, chociaż opowiadania nie czytałam. Pomysł tego filmu faktycznie był ciekawy.
"Ubik" był jego pierwszą przeczytaną przeze mnie książką, najlepszą chyba. Jeszcze "Przez ciemne zwierciadło" lubię, ale ma męczący nastrój.
Sporo filmów powstało na podstawie prozy Dicka, ostatnio mam ochotę ponownie je obejrzeć, może poza "Raportem mniejszości", niespecjalnie przypasował mi akurat ten film.

Prześlij komentarz