Uwaga/Attention/Achtung/Attenzione: pociąg relacji Kalejdoskop - Czerwone Bagno nie zatrzymuje się na żadnej stacji. W razie nieodpartej chęci ucieczki przed nie mającym końca marudzeniem autorki niniejszego wpisu sugerowane jest skakanie przez okno. Miłej podróży życzy Kalejdoskopowa Kolej Literacka. Za utrudnienia przepraszamy.A teraz już bez żartów, para buch, koła w ruch, zniesmaczyłam się bagnami - co w tym dziwnego, bagna same w sobie już są mało przyjemnym zjawiskiem, a co dopiero, jak do takich bagien dodać jeszcze kiepską książkę.
Możliwe, że nie powinnam dzisiaj pisać tej recenzji, jako że wyjątkowo zły humor nakręca mnie do rozjechania doszczętnie "Kobiet z Czerwonych Bagien", ale postaram się o hamulec bezpieczeństwa i może nie przesadzę (w końcu, co to za kolej bez hamulca bezpieczeństwa?).
Problem numer jeden na trasie - nic nowego. A co gorsza, nic ciekawego. Rodzina pełna "niezwykłych" kobiet, z których każda napotyka na swej drodze tego jedynego i niezmiennie wielka miłość się dzieje, ale niestety na Czerwonych Bagnach żaden mężczyzna nie zostanie, co jest obsesyjnie w dialogach powtarzane (nie zostanie, bo nie, klątwa taka może?). Tylko nie pojęłam w trakcie lektury, czy los każdej z pań miał być podobny do reszty, czy jednak nie - i to dręczące pytanie, dlaczego właściwie one są takie dziwne?
Problem numer dwa, główna bohaterka, Kornelia, ma depresję. Bywa - ale rozwiązanie wielkiej zaiste tajemnicy, dlaczego ma ową depresję jest tak... Bzdurne, nielogiczne i na siłę, że aż boli. Boli, ponieważ wbrew moim pełnym niechęci zdankom "Kobiety z Czerwonych Bagien" da się fragmentami przeczytać z zainteresowaniem. Dokładniej jednym fragmentem, całkiem długim - pewnie jedna trzecia książki z tego wyjdzie - na temat najpierwszych pań z Czerwonych Bagien, Julianny i Amelii - po nich wątek niezwykłości zaczął gonić za własnym ogonem i jak każda z pań miała być taka niezwykła, to w efekcie nie była żadna.
Trzeci, już kończę, przerysowywana siła i niezależność kobiet z Czerwonych Bagien. Tragiczne losy, dzielne niewiasty, wszystko fajnie, tylko nie mogłam się pozbyć wrażenia, że to wszystko trochę na siłę wychodziło. I drugiego wrażenia także się nie pozbyłam, że głębszego przemyślenia "Kobietom z Czerwonych Bagien" brak - już nawet pomijając to odrobinę śmieszne zakończenie. Historia jest na pierwszy rzut oka głębsza, jak to sagi rodzinne potrafią być, pełna ukrytych tajemnic i powiązań. A na drugi rzut oka okazuje się, że jednak nie, dość płytko jest na tych bagnach.
Tak to to, tak to to, Kalejdoskopowa Kolej Literacka się wykoleiła i dalej nie jedzie. A przynajmniej nie na Czerwone Bagna, zmiana trasy na Piaskową Górę. Chociaż przyznam się z lekkim wstydem, że i Piaskową Górę na razie zostawiłam w kącie, na rzecz książki znanej i lubianej, wyczytanej kilka razy - ale kto tam by o to dbał. Do Piaskowej Góry wrócę w swoim czasie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz