poniedziałek, 30 maja 2011

Trzej bohaterowie płaszcza i szpady nadchodzą jesienią.

Mads Mikkelsen, nazwisko klucz. Śledzę jego filmografię dość uważnie, chociaż nie znam jej na wyrywki. O trzech muszkieterach z nim w roli Rocheofrta usłyszałam już dawno temu, ale dopiero ostatnio zobaczyłam zwiastun.
I jestem w kropce.

Czy facet, którego sztandarowym osiągnięciem jest "Resident Evil" - film w swoim gatunku całkiem dobry, nawet więcej, niż całkiem, ale hm... drugiego dna raczej nie posiada - jest dobrym kandydatem na stworzenie adaptacji "Trzech muszkieterów" Dumasa?



Zwiastun wyraźnie zapowiada wielkie widowisko, raczej luźno oparte na pierwowzorze, raczej luźno utrzymane w rzeczywistym świecie (latający statek?), raczej zapowiada się interesująco, ale cienkiego humoru i przewrotnej akcji bym się nie spodziewała.

Z drugiej strony obsada jest zacna, Mikkelsen akurat ma chyba małą rolę, zapowiedź wyraźnie wysuwa na pierwszy plan Atosa (Mtthew Macfadyen, ciekawe czy fanki pana Darcy przełkną taką odmianę). Do Atosa książkowego zawsze miałam sentyment, jako że "Trzej muszkieterowie" to opowieść, która sama w sobie mnie mocno denerwuje i jej fanką bym się nie nazwała, ale Atos, Milady oraz Rochefort zdobywali moją sympatię. Prawdopodobnie dlatego, że jako nieliczne postaci z całego tłumu wykreowanego przez Dumasa, mieli naturę choć trochę bardziej złożoną niż budowa cepa.
Poza Atosem, w roli Aramisa Luke Evans, Milady de Winter zagra Milla Jovovich (ją lubię, może aktorka z niej średnia, ale przynajmniej nie irytuje na ekranie, a poza tym wdzięczna jest bardzo).
W kardynała Richelieu wciela się Christoph Waltz, mam nadzieję, że powtórzy fenomenalny poziom z "Bękartów wojny", jednocześnie unikając kalki Hansa Landy przebranego w kardynalską czerwień.
I Orlando Bloom w roli księcia Buckingham z zaczesanymi włoskami i kolczykami w uszach.
Może więc mimo pewnych zaskoczeń, efekt końcowy będzie zaskakująco dobry? Jak np. zaskakująco dobra jest czwarta część "Piratów z Karaibów" - byłam, wrażenia innym razem. Albo "X-men: Pierwsza klasa"... Więc jak sądzicie, będzie to jeden z tych widowiskowych filmów, które wbijają w fotel i są rozrywką w czystej postaci, ale na wysokim poziomie? Czy jednak chała?

11 komentarze:

Amicus pisze...

"Czy jednak chała?"

Mam nadzieję, że nie chała, a tym bardziej widowiskowa.
No bo jak by to (zresztą) brzmiało: spektakularna chała ;)

PS. A ja Dumasem byłem zachwycony. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że miałem wówczas jakieś 10 - 11 lat.

liritio pisze...

Amicusie, Dumasem najwyraźniej da się zachwycić :) podejrzewam, że mając nawet więcej niż 11 lat. Akurat mnie nie wyszło, no przykrość. Ale Atosa lubiłam...

A że nie chała będę i ja trzymała kciuki. Może nie chała :)

niedopisanie pisze...

Mam szczerą nadzieję, że jednak nie chała, w czym utwierdza mnie obsada - obym się nie rozczarowała... Na X-Menów się wybieram, na Piratach już byłam i trochę rozczarowania jednak odczuwam, ale może za bardzo się nastawiłam na świetne efekty 3D? Jakiś czas temu recenzowałam na blogu, więc powtarzać opinii nie będę, ale chętnie przeczytam twoją recenzję :)

Mariusz Czernic pisze...

Po trailerze widać, że warstwa wizualna jest na wysokim poziomie, ale niestety mam duże obawy co do reszty. Żadna wersja "Muszkieterów" zrealizowana po 1974 roku nie przypadła mi do gustu, więc nie sądzę, że film Andersona okaże się jakoś szczególnie ciekawy. Pewnie czymś zaskoczy, ale raczej negatywnie. Chciałbym zobaczyć w dzisiejszych czasach film przygodowy zrobiony w starym stylu, czyli zamiast efektów komputerowych - sceny kaskaderskie, walki i humor, dlatego też nie poszedłem do kina na czwartą część "Piratów...", gdyż obawiam się przewagi efektów CGI nad czysto przygodową akcją. Jeśli zaś chodzi o obsadę najnowszej wersji "Muszkieterów" to chyba najbardziej mnie ciekawi, jak wypadł znany z serialu "Rzym" Ray Stevenson w roli Portosa. Ciekaw jestem, czy wprowadził do filmu odrobinę lekkości i humoru, czy może jest tylko w cieniu jako tło dla bardziej znanych aktorów.

Ysabell pisze...

Ja się nastawiam na chałę, ale ja mam uczulenie na efekty 3D. Najwyżej mnie pozytywnie zaskoczy, bo pewnie obejrzę dla dekoracji i kostiumów... Do żadnego z aktorów nie mam stosunku emocjonalnego i w zasadzie zupełnie nie kojarzę ich z kina.
Chociaż nie, Macfadyena jako Darcy'ego pamiętam, ale bez fajerwerków. Jakby nie było, wojowniczy topielcy ninja z trailera raczej mnie zniechęcają. :)

liritio pisze...

Niedopisanie, X-Meni są naprawdę dobrym filmem, szczególnie duet Fassbender-McAvoy powala.
A co do "Piratów..." nie miałam żadnych oczekiwań, więc się nie zawiodłam, a wręcz pozytywnie zaskoczyłam. Ale fakt faktem, jak ognia unikam wersji 3D, których nie znoszę i korzystam zawsze z możliwości obejrzenia wersji analogowej 2D.

Ysabell, jak napisałam wyżej, filmy 3D oglądam w kinach bez 3D :) możliwe, że pozbawia mnie to pewnej dozy oszołomienia efektami, ale całkowicie wystarczają mi owe efekty w płaskiej wersji. Coś za coś, ale przynajmniej seans sprawia mi przyjemność nie przyprawiając o zgrzytanie zębów.
A wojowniczy topielcy ninja mogą być niestrawni, ale zawsze pozostanie element zaskoczenia, jak ten cały dziwaczny rozmach Andersona okaże się całkiem niezły. Pozostaję jednak przy trzymaniu kciuków, że nie będzie to chała :)

liritio pisze...

Peckinpah, mnie żadna ekranizacja muszkieterów nie zapadła nigdy w pamięć... Może najbardziej ta z 1993roku, jako że bardzo mi się nie podobała obsada. W ogóle jeżeli chodzi o muszkieterów najlepiej wspominam jakieś dalsze losy z Johnem Malkovichem w roli Atosa.

Co do Raya Stevensona, nie oglądałam "Rzymu", a z innych filmów w ogóle tego aktora nie kojarzę. Ale mam wrażenie, że podobnie jak Luke Evans, którego widziałam jedynie w "Tamarze" Frearsa, może zaginąć w akcji zasłonięty przez innych aktorów.

Jeżeli natomiast pragniesz kina przygodowego jak z dawnych lat, to czwarta część "Piratów..." wcale nie jest najgorszym wyborem, ale właśnie przy pominięciu wersji 3D, o ile masz taką możliwość. Nie widziałam co prawda tych efektów, ale podejrzewam, że ten film jest znacznie lepszy bez 3D. Muszę napisać w końcu o "Piratach...", rozwiać choć trochę uprzedzenia niektórych :) według mnie ta część jest próbą powrotu do formy kina przygodowego z pierwszej części, oczywiście aż takiej rewelacji nie było, ale dwie godziny pierwszorzędnej rozrywki jak najbardziej dostałam.

Mariusz Czernic pisze...

Ten z Malkovichem to "Człowiek w żelaznej masce", który powstał na podstawie dwóch innych powieści Aleksandra Dumasa. Zarówno ten film jak i wersje muszkieterów z 1993 i 2001 moim zdaniem nie dorównywały starym wersjom (przede wszystkim tej z 1948 i dwuczęściowej z lat 1973-74). Wydaje mi się, że wersja francuska z 1961 też jest w miarę udana, nieco słabsza jest ta z 1953, ale musiałbym sobie je przypomnieć dla pewności, bo oglądałem je dość dawno.

Jak napisałaś w tytule notki muszkieterowie to bohaterowie płaszcza i szpady, więc jakiekolwiek latające statki, strzelaniny i eksplozje są tu niepotrzebne. Dlatego po najnowszej wersji spodziewam się porażki. Oczywiście może wyjść z tego coś oryginalnego, tak jak pierwsza część "Piratów..." była dość oryginalnym połączeniem przygody, fantastyki i komedii. Ale już w kolejnych częściach takie połączenie nie wypaliło, nadmiar efektów specjalnych przysłonił elementy przygodowe i komediowe.

liritio pisze...

Rzucasz latami, a ja żadnego z tych filmów bardziej nie kojarzę, chociaż widziałam ten z lat 70tych na pewno... A w sumie ciekawa jestem, jak muszkieterów w roku 1948 sportretowano :) Gene Kelly w roli D'Artagnana, to wydaje się pomysłem dziwnym.
Jeżeli chodzi o dodawanie efektów, są przykłady na świetny rezultat jedynie luźnego utrzymania konwencji (chociażby Sherlock Ritchiego i BBC), ale tutaj muszę samą siebie napomnieć, że obie ekranizacje Sherlocka, które robią taką furorę, wcale nie polegają na dodawaniu efektów specjalnych. A niewypał nowych muszkieterów jest możliwy, chociaż może obsada uratuje część komediową.

Mariusz Czernic pisze...

W każdej dekadzie powstawała jakaś wersja muszkieterów i co ciekawe tę rozgrywającą się we Francji opowieść najlepiej zrealizowali Amerykanie, a nie Francuzi. Wersję z 1948 roku widziałem na niemieckiej telewizji i trudno mi ocenić dialogi, ale film zaskoczył mnie niezwykłym jak na lata 40-te dynamizmem. Gene Kelly w musicalach wykazywał się niezwykłą energią i rola d'Artagnana także jest wyjątkowo energiczna i żywiołowa. Nie śpiewa piosenek, nie tańczy, ale wykonuje efektowne akrobacje i świetnie włada szpadą. Piękne kolorowe zdjęcia, mroczny finał, świetnie sfilmowane sceny walk zarówno we wnętrzach jak i w plenerach. Tak robiło się kino akcji bez komputerów i nikt nie narzekał na brak emocji. No i nie można jeszcze zapominać o genialnej obsadzie - zarówno Gene Kelly jak i Lana Turner (w roli milady) doskonale odegrali swoje role.

A Sherlock Ritchiego mi się nie podobał.

Mariusz Czernic pisze...

O! Widzę, że czytasz Raymonda Chandlera. Ja też ostatnio wziąłem się za literaturę tego twórcy. Skończyłem właśnie czytać "The Big Sleep" i zacząłem "The Little Sister". Intrygujące, niebanalne powieści kryminalne z ciekawą narracją i dobrymi dialogami.

Prześlij komentarz