Cytat z szefa, który najwyraźniej (do czego doszła po pewnym czasie) używa słowa "cudnie" niezależnie od tego czy chce wyrazić swój zachwyt czy szpetnie zakląć, zawsze słychać tylko "cudnie".
I są takie dni, jak dzisiejszy, kiedy strach się bać, a z zaciśniętych zębów wydobywa się właśnie owo cudnie...
Dzisiaj rozbiłam jajko kotu na głowę (niespecjalnie oczywista), obie dostałyśmy zawału, ona trochę mniejszego.
Zalałam gripexem pół kuchni, starając się zamieszać płyn w kubeczku tak, żeby proszek z dna lepiej się rozpuścił.
Zepsułam kilka par rajstop i wsadziłam sobie zalotkę do rzęs w oko. Bolało.
Prawie wywaliłam całe pranie za balkon, potykając się na progu.
Strzeliłam sobie pastą do zębów w oko.
Schowałam chleb do lodówki, a potem szukałam go wytrwale wszędzie indziej.
Zgasiłam papierosa na tyle sprytnie, że cały gorący popiół spadł mi na rękę.
I zgubiłam gdzieś trzy awokado.
Już nie wspomnę jak wyglądała próba wypastowania butów takim cudem, z którego samo leci kiedy się mocniej przyciśnie.
Teraz siedzę i boję się ruszyć, a muszę iść do pracy. Ciekawe czy po drodze zabiję siebie albo kogokolwiek innego.
Ale za to pogoda jest przepiękna, w takie dni aż smutno nie zrobić czegoś głupiego (to ja dzisiaj zaorałam już na kilka miesięcy takiej pogody), odzyskałam humor ostatnimi czasy i niedługo lato.
Down in Mexico, The Coasters.
Znane Wam może z "Death Proof"
Uwielbiam muzykę z filmów Tarantino, chyba znacznie bardziej, niż same filmy.
Takie posty, jak powyższy, sponsorowane są przez wenę na paplanie, wybaczcie wenie, że nie poradzi :)
Ale niedługo powrócę z czymś sensowniejszym.
15 komentarze:
hahahahha ale się usmiałam:D
taki zbitek dziwnych przypadkow to cos cudnego ;P
Co też to nie wyprawia się w tym Mexico ;)
I w Warszawie... :)
Mary, jak to spisywałam też już byłam rozbawiona, ale w ciągu dnia, wrr, myślałam, że się ze złości przekręcę. Ale co tam, grunt to gracja :)
Amicusie, bardzo lubię tę piosenkę, wygodnie jest się do niej kiwać i kręcić, co często uskuteczniam :) I się dzieje...
"I kręcić" - zwłaszcza to działa na wyobraźnię ;)
I się dzieje :)
Właściwie to nie wiem, czy oglądamy to samo video:
http://www.youtube.com/watch?v=VETQAMfkf-M
(gdyż Twoje mi się u mnie nie otwiera)
PS. "wygodnie jest się do niej kiwać i kręcić, co często uskuteczniam :) "
Ale jeszcze wygodniej jest chyba Kurtowi, nie uważasz? (bo przecież najważniejsze to obopólne poczucie... wygody ;)
Ale, ale... nie chcę się zbyt daleko posuwać - bez Twojego przyzwolenia :)
Przepraszam za te bzdurki, które tu czasem u Ciebie wypisuję.
Powinienem się trzymać zasady: z daleka od klawiatury po dwóch lampkach wina!
A co dopiero po trzech?! ;)
PS. A tu szumi mi jeszcze w głowie Tybet :)
Mikstura - z Mexico - iście piorunująca!
Amicusie, filmy oglądamy inne, ale z tą samą muzyczką, mój był bardzo statycznym plakatem filmu... Hm, niewątpliwie Twój jest bardziej interesujący :) ta scena też mi się podoba, nie tylko piosenka, chociaż nie do końca takie kręcenie się własne miałam na myśli :)
A Kutrowi na pewno jest wygodniej, niż jej... "obopólne poczucie wygody" mnie urzekło :) faktycznie, jest to pewna podstawa.
Bzdurkami się nie przejmuj, lampkami wina również, mnie to nie przeszkadza. Mam tylko nadzieję, że szum w głowie nie przekształcił się w znacznie mniej przyjemny uścisk stalowej obręczy, który tak źle wpływa na odbieranie świata.
To prawda, w Lhasie był moment, kiedy szum w głowie zaczął przypominać ucisk stalowej obręczy, ale to zaraz przeszło i obyło się bez choroby wysokościowej, na szczęście.
Ten szum, który odczuwam teraz, po powrocie jest już jednak innego rodzaju - i on mi się nawet podoba, bo bliżej mu do lekkiego oszołomienia niezwykłością miejsc, które widziałem, a o których pamięć została mi w głowie ;)
PS. A tym, że nie oglądaliśmy tego samego filmu i nie to samo "kręcenie" mieliśmy na myśli - to jestem rozczarowany :)
Obieżyświat, nikt inny, Hawaje - Tybet, spore odległości... W Australii również byłeś? Zdjęcia, wrażenia, tekst! I już mam na co czekać :)
A za rozczarowanie przepraszam i obiecuję poprawę, następnym razem może uda nam się obejrzeć ten sam film :)
"...nikt inny"
Naprawdę tak myślisz? ;)
"może uda nam się obejrzeć ten sam film"
To jeszcze nie byłoby takie trudne.
Wiekszym osiągnięciem byłyby to, gdyby ten film nam się w tym samym momencie urwał :)
Nie sądzisz?
"gdyby ten film nam się w tym samym momencie urwał :)" tu mam problem z interpretacją :) urwanie filmu w tym samym miejscu w sensie dosłownym byłoby niezaprzeczalnie sporym zbiegiem okoliczności i złośliwości rzeczy martwej...
natomiast metaforyczne urwanie filmu w tym samym momencie w wyniku nadużycia alkoholu byłoby skomplikowanym zadaniem logistycznym chociażby, ze względu na pewną rozbieżność stref czasowych :)
ach, jak ja wszystko muszę zawsze dokładnie przeanalizować, rozmawiać się ze mną nie da :)
"rozmawiać się ze mną nie da :)"
pozwolę sobie z tym się nie zgodzić
No i wyszło, że kokietuję, niedobrze, nie miało tak wychodzić.
Wcale - wg mnie - tak nie wyszło.
A jeśli nawet, to... czyż kobiecie nie jest (często) do twarzy z kokieterią? ;)
Może i do twarzy, ale w blogowym świecie ciężko o te twarze :)
wygłupiam się oczywiście, wszystko przez to, że we wtorek padał śnieg...
Prześlij komentarz