Herta Muller została tegoroczną laureatką literackiej Nagrody Nobla, a ja nie mogłabym się ucieszyć bardziej czyimkolwiek innym zwycięstwem.
Chociaż odkąd przeniosłam się na bloggera wena jakoś mi osłabła, natłok codziennych spraw skutecznie zapełnia mój czas - oczywiście na czytanie zawsze wykroję kawałek, ale z pisaniem już mi tak dobrze nie idzie. Staram się oczywiście :)
Jednak na poprzednim blogu o książkach Herty Muller pisałam, o "Króla kłania się i zabija" oraz "Sercątku".
Chociaż świetnie zdaję sobie sprawę z faktu, że jej proza nie jest podziwiana i uwielbiana przez wszystkich, jednak Muller naprawdę zasłużyła.
Możliwe, że kiedy się zawezmę, zbiorę i siądę na dłużej, napiszę o innych jej książkach, które czytałam. Ale jak długo można powtarzać się w zachwytach? To chyba nudne jest...
PS. Już przekopiowałam te dwie recenzję na tego bloga, są w otagowane nazwiskiem autorki.
0 komentarze:
Prześlij komentarz