sobota, 2 stycznia 2010

"Praga", reż. Ole Christian Madsen.

Przeglądałam dzisiaj edycję postów i zadziwiła mnie ilość zaczętych i nieukończonych recenzji, czekających na swój szczęśliwy dzień. Recenzji, które pisałam nie pamiętam kiedy, na tematy, które trochę już zatarły się w moich myślach. Ale "Praga" mnie poruszyła, tyle pamiętam na pewno.

Mój zachwyt Madsem Mikkelsenem był oczywisty już przy okazji "Jabłek Adama". Wydaje się więc, że wszelkie kolejne peany na jego temat są zbyteczne. Cóż, z pewnym smutkiem mogę się powstrzymać od wysławiania Mikkelsena pod niebiosa. Ale na szczęście "Praga" ma kilka innych zalet poza odtwórcą głównej roli.

Przede wszystkim jest to film odrobinę przerażający. Straszy realizmem. W końcu małżeństwo z piętnastoletnim stażem rozpadają się każdego dnia i nie jest to ani szokujące, ani niezrozumiałe. Ale "Praga" pokazuje dwoje ludzi, którzy oddalili się od siebie po cichu, a jednak nadal mają ze sobą tyle wspólnego - całe ich życie. Tylko co z tego?

Madsen gra na emocjach, daje nadzieję, że Christoffer i Maja jednak, jakimś cudem, potrafią nadal być razem. Ale to tylko ułuda. Nie potrafią.
I to właśnie mnie przestraszyło, po tylu wspólnych latach okazuje się, że dalej nie da rady. A przecież wcale nie dlatego, że zmienili się aż tak. Nie dlatego, że kłócą się o wszystko, że już nie potrafią się porozumieć. Chyba po prostu już nie chcą być ze sobą.

Mikkelsen (Christoffer) i Stengade (Maja) stworzyli niesamowity duet w tym filmie. Są tak prawdziwi w tym małżeństwie, z jednej strony dalecy sobie, jak dwoje obcych ludzi, a z drugiej jednak jest między nimi nieuchwytna nić porozumienia. Jak dwoje ludzi może rozstawać się w taki sposób? Jakby rozstawali się nadal razem. Straszne, ja jestem za młoda na takie filmy - nie umiałam oglądać "Pragi" i nie zastanawiać się, czy to ja i C. za kilkanaście lat? Czy to możliwe, że my też tak skończymy?


I jeszcze ten czeski akcent, humor, który wciska się w tragedię, którą jest rozpad małżeństwa. A tutaj śmiech czai się na każdym rogu. "Praga" jest jak szczerbate pianino, ponura i śmieszna jednocześnie.
To jest krótki film, prosta historia, żadnych zawiłości, nagłych zwrotów akcji. Przyjeżdżają razem odebrać ciało zmarłego ojca Christoffera, wyjeżdżają osobno. Tyle. A po drodze ogromny ładunek emocjonalny, który spada na widza i przytłacza do poziomu gruntu.

Chociaż niby "Praga" jest filmem spokojnym, Madsen zbudował odpowiednie napięcie. Zdjęciami, które zasługują na osobną pochwałę - bardzo piękne, typowe dla dramatów, ale nadal piękne. Muzyką, która budzi pewien niepokój. I przede wszystkim świetną obsadą, Mikkelsen jest niesamowity, jego partnerka - Stine Stengade - również. Oni właściwie świetnie do siebie pasują, jak Bergman i Bogart, jak Flip i Flap.


Wady? Może przydługie sceny, dla publiczności przyzwyczajonej do szybkiego tempa, mogą być uciążliwe. Możliwe, że gdybym nie zamierała przy tym filmie w umiarkowanym przerażeniu, mnie też wydałyby się przydługie.

3 komentarze:

Marzena Zarzycka pisze...

Witam,
Filmu nie widziałam, ale wydaje mi się, że przeraziłby mnie tak samo, jak Ciebie.
Straszne jest, gdy codziennie walczysz i widzisz, jak inni przegrywają...

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Dzięki za fajną recenzje. Jest jakiś rozdźwięk pomiędzy obiema postaciami. Christoffer bardziej chce, Maja mniej, Christoffer chce zrozumieć, Maja już nie...Jeżeli w scenariuszu miał być poprowadzony wątek próby uratowania miłości, to jest on nierówny. Film, który opiera się na założeniu - warto rozmawiać, ma przedstawiać dwoje rozmówców. Tymczasem Maja jest dla mnie nie wiarygodna i jakaś mniej realistyczna niż postać Mikkelsena. Oczywiscie, jest w niej jakaś tajemnica, ale czy wystarczająca by wzbudzić emocje? Wydaje, mi się, że niestety nie. Po 14 latach małżeństwa Christoffer zdaje się mieć wiele więcej do powiedzenia o sobie i o ich życiu. Rozdźwięk staje się nieporadnym zgrzytem. Scenariusz ma "czarne dziury" z których wieje nudą. Ale nie jest jednak tak bardzo źle... Film też mnie momentami trzymał w napięciu i do tego ta piękna Praga z tą całą, czeską otoczką. Swoja drogą, film obejrzałem przed chwilą... może za dużo niepotrzebnych słów.
Przyjaciel Bachusa

liritio pisze...

Ależ proszę bardzo :)
Wiesz, nie poczułam, że Maja jest mniej wiarygodna, oni są w zupełnie innej sytuacji. Christoffer dopiero odkrył, że żona ma kochanka, ona już dawno uznała, że małżeństwo się rozpada, od jakiegoś czasu chciała odejść do kochanka, z samej definicji jej mniej zależało.
Poza tym, nie jestem przekonana, że film opiera się na założeniu "warto rozmawiać"... Madsen pokazał rozpad małżeństwa, nie jego naprawę.
Słów niepotrzebnych nie zauważyłam, wręcz przeciwnie, ciekawy komentarz, zupełnie inaczej spojrzałeś na ten film, niż ja.
Zapraszam więc ponownie :)

Prześlij komentarz