„Kwietniowa czarownica” tak mi nie przypadła do gustu, że nawet nie będę długo o niej pisała. To może i jest dobra książka, ale ja się poddaję (z białą flagą itd.) – nie jestem w stanie czytać szwedzkich książek (większości). Genu mi brak i tyle. Mogę to sobie odpisać w cechach szczególnych w paszporcie.
Kolejna otępiałość, zniechęcenie i zrezygnowanie tym ciężkim los ludzkim na naszym łez padole. Możliwe, że jestem zbyt krytyczna, ale ile można? Nic mnie tak nie irytuje jak ten przytłaczający nastrój szwedzkich książek. Że życie jest straszne, a oni są z tym strasznym życiem tak pogodzeni, że nic nie zmienią, bo i po co. Ojej i ojoj. Trochę spłycam i trochę przesadzam, ale "Kwietniowej czarownicy" obrywa się za wszystkie szwedzkie tytuły, którymi wpędzałam się w depresję z uporem małej masochistki.
Są książki smutne, są tragiczne, są te skłaniające do ponurej refleksji i te, przy których się płacze. Ale wszystkie szwedzkie lektury, z którymi miałam szansę się zapoznać, były po prostu zniechęcające. „Kwietniowa czarownica” również.
Oczywiście musi istnieć wyjątek od reguły, który zapewne nie będzie zaskakujący: trylogia Millennium. Zaczęłam „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” i przez pierwsze kilkadziesiąt stron kręciłam nosem. Że długo się rozkręca, że nie rozumiem o czym, że przedstawianie bohaterów zajmuje mu zbyt dużo kartek. A potem wpadłam i pochłonęłam resztę w mgnieniu oka, głucha na otaczający mnie świat.
Nie jest to książka genialna, nawet nie będzie należała do moich ulubionych. Ma wady, owszem, ale napisać tak długi kryminał, który nie nudzi – to niełatwa sztuka. Chociaż tak naprawdę włożyłabym „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” do przegródki z książkami przygodowymi – ja ją czytałam tak, jak się czyta książkę przygodową.
Sprawnie poprowadzona akcja nie jest zniechęcająca, nie jak w całej reszcie powyżej obrzuconych przeze mnie błotem książek. Bohaterowie, którzy opisani są bardzo dokładnie – jakbym ich już znała osobiście – nie są sztampowi, papierowi i nieoryginalni. A tajemnica nie była prosta i łatwa do przejrzenia, jak również jej rozwiązanie mnie nie zawiodło. Także kolejne dwie części przede mną, już się nie mogę doczekać.
Tylko najpierw niech się sesja skończy, bo Larsson odciąga moją uwagę od wszystkiego.
8 komentarze:
Literatura skandynawska jest specyficzna to prawda. Ja chyba mam jednak jakiś zalążek w genach by móc ją czytać.
Jeśli chodzi o Larrsona to ja swojego nawet przed sesją nie zaczynałam, bo po tylu dobrych recenzjach nie było inne możliwosci niż zalewanie sesji dzięki Larssonowi :).
Ale już niedługo oddam się mu cała :).
Pozdrawiam. :)
Już chciałam pisać,że musisz sięgnąć po Larssona, ale na szczęście masz już za sobą pierwszą część :) (zgadzam się, początek przydługi, ale mogę dodać dla pocieszenia,że druga i trzecia rozkręcają się szybko ).
Rozumiem Twoje rozdraznienie doskonale. W pewnym momencie moze sie wydac, ze wszystkie szwedzkie ksiazki sa podobne. Dlatego czytam lit. skandynawska rzadko, bardzo rzadko nawet, mimo ze ja bardzo lubie. Ale poniewaz wybieram ksiazki baaardzo starannie, unikam wielkich rozczarowan i wciaz udaje mi sie nie mieszac ksiazek. Najbardziej i tak cenie Norwega Larsa Saabye Christensena. I norweska literatura chyba bardziej mnie pociaga nic szwedzka (zwlaszcza, ze kryminalow skandynawskich w ogole nie czytam).
Kwietniowa czarownica to chyba jedyna książka Axelsson, której nie przeczytałam, jednak stwierdzam, że skandynawska literatura po prostu mi "leży" pomimo jej całej depresyjnej melancholii. co do Larssona to zgadzam się z tobą, to niezwykłe napisać długaśny kryminał, który się nie nudzi. I dlatego obawiam się kolejnych części, a jeśli nie będą wystarczająco dobre?
Miss Jacobs, ja miałam nie zaczynać kolejnej części dopóki mam egzaminy, ale niestety moja wola okazła się za słaba i wciągnęłam się w "Dziewczynę, która igrała z ogniem". Po co mi sen, skoro mogę czytać :)
Tucha, właśnie czytam drugą część i faktycznie, wszystko dzieje się dużo szybciej. Może odpadła mu po prostu prezentacja postaci.
Chihiro, dlaczego nie czytasz kryminałów skandynawskich? Ja ich nie lubię, chociaż próbowałam czytać chyba większość autorów (poza Larssonem, ale on jest mało "skandynawski"). Norweskich książek nie znam prawie w ogóle, chociaż do Christensena przymierzam się już od dłuższego czasu. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest, że jednym z moich ulubionych pisarzy jest właśnie Szwed - Hjalmar Soderberg, a "Doktora Glassa" znam prawie na pamięć.
zaułek książki, Axelsson jeszcze czytałam "Daleko od Niflheimu", i już chyba wolę "Kwietniową czarownicę"; a co do Larssona, nie masz się czego obawiać, jestem w jednej trzeciej drugiej części i chociaż może jest minimalnie gorsza, na pewno nadal jest to książka wystarczająco dobra :)
O, Soderberga czytalam i "Doktora Glassa" i "Mlodosc Martina Bircka" i ta druga zrobila na mnie wielkie wrazenie, choc taka cieniutka. Czaje sie jeszcze na jego "Opowiastki", ale chyba trudno je dostac.
Nie czytam kryminalow, bo szkoda mi na nie czasu, ze tak brutalnie to nazwe. Lubilam kiedys kryminaly, glownie Agathe Christie (to wlasciwie bardziej chyba detektywistyczne powiesci), ale to bylo w podstawowce i na poczatku liceum, a potem z tego wyroslam. Probowalam kilka razy jakies inne czytac, ale jednak wole inne gatunki. A co Tobie w nich nie lezy, ze probowalas, ale nie lubisz?
Chihiro, też zauważyłam, że książek Soderberga nigdzie nie ma, ciężko je upolować.
Ja kiedyś czytałam mnóstwo kryminałów (właściwie to były moje lektury dziecięco-nastoletnie) i nie wiem, teraz mało który jest mnie w stanie naprawdę zainteresować. Czytam je nadal, ale mało i tylko zachwalane przez innych, pewne. Albo czasem na nowo czytam te już mi znane.
Natomiast ciekawi mnie, przy czym Ty się odprężasz, że tak durnie to nazwę, umysłowo? :) Skoro nie kryminały, nie romanse i ogólnie chyba większość książek czysto rozrywkowych pomijasz.
A skandynawskie kryminały starałam się czytać w ramach mojego masochostycznego planu przekonywania się do tej literatury, jak już wszystko inne zawiodło, sięgałam po kryminały. Ale nic z tego, te też mnie nie interesują.
No to podobnie podchodzimy do kryminalow, przynajmniej podobne mamy doswiadczenia dziecieco-mlodziezowe :)
Jakie lektury mnie odprezaja umyslowo? Przede wszystkim przychodza mi na mysl czytadla "egzotyczne", ze tak je niefortunnie nazwe. Wspomnienia losow osob z Afganistanu, Iranu, Indii, takie klimaty mnie odprezaja, bo wiekszosc tych ksiazek ma podobny, znajomy schemat, choc tresciowo oczywiscie sie roznia i poruszaja czesto nieco inna problematyke. Ale os pozostaje ta sama - nostalgia za czasami, ktore minely, za utrata czastki siebie.
Ale wiesz, tak naprawde to kazda ksiazka odpreza mnie umyslowo. Odpreza mnie myslenie, wtedy resetuje mozg, gdy zmusze go do podazania innymi torami, dlatego chocby przeplatam ksiazki japonskie tymi z Indii, potem znow siegam po jakas wegierska, angielska albo chinska powiesc :) Sama zmiana krajobrazu powiesci juz powoduje odprezenie.
Prześlij komentarz